piątek, 26 czerwca 2015

Festiwal obietnic, czyli politycy zaśmiecają demokrację

Paweł Kukiz poinformował właśnie otwartym tekstem, że polityka to emocje, zatem on żadnego programu na najbliższe wybory szykował nie będzie. Będzie krzyczał, podgrzewając emocje, jak się domyślam, bo uśmiechniętego go nigdy nie widziałam.

To prawda, że wyborcy zamiast programu wolą obietnice. Tych zaś mają dla nas politycy pełen worek. Paweł Kukiz, porównując się do Piłsudskiego twierdzi, że "Będzie gonił k... i złodziei", prezydent elekt Andrzej Duda podczas swej kampanii obiecywał gruszki na wierzbie, przyszła pani premier, Beata Szydło, dzielnie mu sekunduje. Na każdą obietnicę są jacyś specjaliści, którzy poprą swym autorytetem możliwość kolejnego podlizania się narodowi.

Po ewentualnej wygranej PIS zapanuje w Polsce raj. Nie będzie śmieciówek, każdy będzie mógł iść na emeryturę w dowolnie wybranym czasie, zamknięte kopalnie się na nowo otworzy, a rolników dopieści kolejnymi ulgami, bo Unia nam będzie mogła naskoczyć.

Na domiar złego teraz jeszcze premier Ewa Kopacz wzięła udział w tym festiwalu obietnic, uznając najwyraźniej, że tak się gra, jak przeciwnik pozwala.

Bardziej obrzydliwego festiwalu podlizywania się wyborcom jeszcze nie widziałam. Nie mówi się o kraju i jego potrzebach, mówi się tylko i wyłącznie o potrzebach Polaków. O tym, że zasługują na to czy na tamto. Albo na to czy tamto nie zasługują. 

Nie słyszę, co zrobić, aby poprawić dzietność Polek (uchwaloną wczoraj ustawę o in vitro się odkręci!), co, aby przedsiębiorcy wychodzili z szarej strefy i lepiej płacili, co, by młodzi i najbardziej aktywni nie uciekali do krajów, gdzie obywatela traktuje się poważnie, a minister finansów nie domniemywa winy w postępowaniu wobec biznesmenów.

Ten temat musimy rozważyć w ogólnopolskim referendum. Tak daleko posunęliśmy się we wzajemnej nieufności!

Kolejne dwa pytania referendum to kwestia nieszczęsnych Jednomandatowych Okręgów Wyborczych i sprawa finansowania partii politycznych z budżetu państwa.

Otóż oświadczam, że o kwestii JOW-ów nic nie wiem. Nie znam się na tym, nie mam pojęcia, jakie będą konsekwencje ich wprowadzenia. Dlatego uważam za wysoce niemoralne, że się ode mnie żąda takiej wiedzy! Szeregowy wyborca nie wpadnie na pomysł, żeby sprawdzić, jakie mogą być konsekwencje wprowadzenia JOW-ów, bo nie czyta gazet i nie słucha radia, gdzie te kwestie są poruszane. Odpowie, jak mu w duszy gra, albo nie pójdzie na referendum.

Mam wielki żal do pani premier Kopacz, że zamierza głosować przeciwko finansowaniu partii politycznych z budżetu państwa, bo to skazuje nas na powrót do Trzeciego Świata, gdzie politykę robi się za pieniądze podawane pod stołem, a politycy są na usługach tego, kto więcej zapłaci. 

Przykre, że większość wyborców, którzy wezmą udział we wrześniowym referendum będzie zapewne tego samego zdania, co pani premier, bo przecież budżet się nie domyka, szkoły są zamykane, mamy za mało przedszkoli, dróg, aquaparków, w ZUS-ie jest dziura. Każda oszczędzona złotówka się przyda, a politycy, ta znienawidzona nacja, niech się sami wykarmią. 

Obawiam się jednak, że nie tędy droga, podobnie jak rozdawnictwo nie zbuduje naszego dobrobytu. Dlatego nie wierzę ani PIS-owi, ani PO, ani tym bardziej Pawłowi Kukizowi, który obiecuje ruch społeczny bez struktury.  

Kto się na to daje nabrać? Ano tłum szczerych patriotów sądzi, że można w ten sposób, czyli dobrymi chęciami, raz na zawsze naprawić Polskę. Otóż wiemy, na co się przydają dobre chęci…

To, co się teraz dzieje nie wzięło się znikąd. To my, wyborcy, stworzyliśmy naszą klasę polityczną! My wybieraliśmy tych  posłów i senatorów. Są u władzy na nasze życzenie. To nasze dobro mają na celu. A śmieciowa, populistyczna polityka jest najlepszym sposobem na podobanie się wyborcom.

Marketing polityczny to nasza zasługa, odpowiedź na nasze potrzeby i żądania.

Gdybyśmy byli nastawieni proetycznie, prospołecznie i proprzyszłościowo, być może Polska wyglądałaby inaczej?

Gdybyśmy chodzili na spotkania z naszymi posłami i dyskutowali nad programami, być może populizm nie miałby u nas szans? Ale kupujemy te głodne kawałki, głosujemy, bo nam się podoba czyjś krawat albo fryzura. Albo – co gorsza – wybieramy mniejsze zło.  

W rezultacie dostajemy namiastkę rządzenia. Jako społeczeństwo jesteśmy rozgrywani niczym talia kart. Tym warto się podlizać i dać coś jeszcze, tamtym nie, bo nie pójdą pod Sejm. 

Są u nas grupy społeczne, wobec których rząd jest tradycyjnie i pewnie trwale już bezsilny. Wiadomo, nie można usatysfakcjonować wszystkich grupowych roszczeń. W rezultacie politycy zajmują się przede wszystkim gaszeniem pożarów i bez żenady służą najsilniejszym grupom nacisku.

Kadencje są zbyt krótkie, żeby dokonać istotnych zmian, których zresztą nikt nie chce, choć wszyscy się domagają.


Oby śmieciowa polityka, jaką prowadzą kolejne rządy, doszła wreszcie do ściany! Co ją powinno zastąpić? Służba tych, którym nie będzie zależało na drugiej kadencji, którzy spełnili się w swoich zawodach i będą mieli dokąd wrócić, którzy pokażą etyczną twarz polityki. Którzy będą mieli charyzmę odwagę, sensowny plan, stworzą listę priorytetów i wskażą kierunki rozwoju.

Ja ich na razie nie widzę.