sobota, 4 grudnia 2010

Point de reveries, czyli koniec żartów

Czasem jakiś ekonomista zażartuje śmiertelnie poważnie, że emeryci to dziś najlepiej zarabiająca grupa społeczna.

Rzeczywiście. Może i wysokie te emerytury nie są, ale pewne, nikt nagle kurka nie zakręci, jakoś pieniądze na konto wpływają. Do czasu, bo oto ZUS informuje nas bez zawstydzenia (w końcu nie jest temu winien), że nie ma ani grosza z milionów wpłacanych co miesiąc przez pracodawców.

Co więcej, dopożycza (od kogo?) na obsługę bieżących emerytur! A ponieważ emerytów przybywa szybciej niż pracujących, nie trzeba wielkiej wyobraźni, by zrozumieć, jak będzie wyglądała nasza emerytura.

Dopiero mojemu pokoleniu przyjdzie zapłacić rachunek hojności i bezmyślności państwa, które w porę nie spostrzegło problemu. Nie zauważyło, bo nie chciało zauważyć, ponieważ polityka nie polega teraz na przewidywaniu procesów społecznych i zarządzaniu państwem, a na oszustwie wyborczym, które ma dać kolesiom ze zwycięskiej partii jak nawięcej synekur. Czy kiedyś zresztą było inaczej?

Dlatego nikt nie podejmuje się zaryzykowania niepokojów społecznych, które nierozerwalnie wiążą się z niepopularnymi decyzjami. Mamy doskonały i nie tak dawny przypadek Francji, której Sarkozy zamierzał zaaplikować kurację wstrząsową. I co? I nic. Niech się następcy martwią.

Ostatecznie nie będzie to jednak problem następców, a nasz, każdego z osobna Kowalskiego.

Point de reveries.

Emeryturę uważamy za świadczenie najzupełniej należne. W końcu płaciliśmy na nią składkę od pierwszej pensji. Jak, kto i czy w ogóle tym zarządzał, nie interesowało nas, bo kiedy się nie ma żadnego wpływu na proces, trudno nim sobie zawracać głowę.

Czy słusznie?

Należy przynajmniej zdawać sobie z tego sprawę, że dzisiejszy system emerytalny w Polsce to gigantyczna piramida finansowa, w której najbardziej poszkodowani będą ci, którzy wejdą do systemu ostatni.

Państwo powinno wreszcie ustami swych urzędników powiedzieć to, czego nie da się ukryć: że składki na ZUS, a mówiąc ściślej to, co sobie odkładamy na emerytury, jest kolejnym podatkiem, tym razem płaconym za opiekę nad naszymi rodzicami, a my, mimo zachęcających informacji, osobistych kont i przysyłanych co rok wyciągów, będziemy mieli z tego figę z makiem.

Nie rozumiem dlaczego nie można z tym skończyć? Wystarczyłoby ludzi zmusić do korzystania z usług ubezpieczalni, sprawdzając, czy się do tego stosują albo i nie sprawdzając. Jeśli chcesz starość spędzić na śmietniku, twój wybór. Państwo powinno ograniczyć się do roli edukacyjnej.

To samo dotyczy leczenia. Wiadomo, że jest coraz droższe. Jednak ciężkie choroby nie dopadają wszystkich, a i tak ci, których dotkną muszą żebrać o pomoc społeczną, datki i darowizny, tworzyć konta i subkonta w rozmaitych fundacjach, bo leczenie w końcu okazuje się za drogie na kieszeń państwa.

Jeśli ten idiotyczny system przetrwa, nasze wnuki nie uniosą ciężaru obciążeń fiskalnych, bo  w postaci podatku od solidarności społecznej państwo zabierze im jeszcze więcej niż nam.
Nietrudno przewidzieć konflity społeczne między starymi i młodymi.

Kto więc liczy na godną emeryturę, ten się rozczaruje i lepiej dziś zacisnąć pasa, robiąc nawet niewielkie oszczędności niż posługując się kalkulatorem emerytalnym, gdybać o przyszłości.

Przyszłości nie będzie.

Dixi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz