sobota, 19 listopada 2011

Czy kapitalizm upadnie 3

A teraz uderzmy się w piersi i porozmawiajmy o chciwości.

Dlaczego banki tak bardzo śrubowały zyski? Robiły to w pewnym sensie dla nas.

Uśmiechacie się? Więc jesteście jedynie kredytobiorcami? Może jeszcze we frankach?

Jak by nie było, banki walczą o zyski dla swoich akcjonariuszy, ale też w pewnym sensie (i w o wiele mniejszym stopniu) dla swych depozytariuszy.

Nie zmienia to faktu, że prezesi są w tej chwili najbardziej znienawidzoną, choć nieliczną grupą społeczną.

Pieniądz rządził światem od zawsze, ale kiedyś na tronach zasiadali pomazańcy boży, kontynuujący tradycję rodową synowie, bogaci władcy, którzy nie potrzebowali zabiegać o kasę na kampanię wyborczą, nie podkładali się zatem rozmaitym lobby, a najbardziej temu, które daje najwięcej.

Średniowieczni suwerenowie sami rozdawali ziemię swym poddanym, oni nagradzali lukratywnymi posadami i kosztownościami.

Dość szybko okazało się jednak, że samo rządzenie jeszcze tak bardzo dochodowe nie jest, przy okazji trzeba też zabiegać o względy społeczeństwa (a przynajmniej niektórych jego przedstawicieli lub grup). Ci, którzy nie mogli rządzić i poświęcili się zarabianiu pieniędzy, chyba nie narzekali, w cieniu władzy też dawało się żyć, może nawet znacznie lepiej niż w świetle reflektorów.

Churchill bronił demokracji, twierdząc, że nie wymyślono lepszego ustroju.

Czyżby? Może nie wymyślono dotychczas?

Na razie pod Wall Street grupy zdesperowanych Amerykanów pokazują, jakim przeciążeniom została poddana nasza wersja demorkacji, bo nie ma ona przecież nic wspólnego z demokracją ateńską. Widać, jak bardzo pieniądz i tylko pieniądz rządzi światem.

Rządzi już nie tylko pod postacią złota czy papieru, teraz przyjął formę niematerialną, bo tak właśnie, jako nadzieja na zarobek może się mnożyć w nieskończoność.

Zapisywanie majątku w postaci kolejnych zer bardzo się nam wszystkim spodobało.

Nie boję się więc o kapitalizm.

Boję się o to, czy marginalizowane masy społeczne nadal będą godzić się na nierówności, które on tworzy.

Amerykanie widzą to najwyraźniej. Pieniądz skupia się. Coraz mniejsza grupa ludzi ma go coraz więcej.

Masa krytyczna być może została przekroczona. Eksperyment społeczny, który mogą zapoczątkować Stany Zjednoczone, czy to pod postacią reform, czy jako wybuch niezadowolenia społecznego, a więc quasi rewolucja, wydaje się tak ważnym momentem w dziejach, jak poprzednia, niesławnej pamięci rewolucja sprzed niemal stu lat. 

Tamta również wynikała z niezgody na wzrastające nierówności, niczego jednak nie naprawiła. Okazała się zgubnym eksperymentem, który kosztował życie i zrabował szczęście wielu milionów ludzi. Jedynie nieliczni się na nim obłowili.  

Czy politycy potrafią zaprowadzić jakiś nowy porządek społeczny bez rozlewu krwi?
Czy dojdzie do redystrybucji dóbr i przywilejów?
Czy młodzi Amerykanie zmuszą grupy rządzące do zmiany prawa?

Historia uczy, że nikt posiadający władzę nie pozbywał się jej dobrowolnie.

Czy tym razem będzie inaczej?

Dixi

2 komentarze:

  1. Obawiam się, że tak naprawdę nic się nie zmieni. Może dekoracje i aktorzy? Ale przedstawienie zostanie to samo.

    OdpowiedzUsuń