poniedziałek, 12 listopada 2012

Banki jak Amber Gold, czyli kogo teraz oskubiemy?

Afera Amber Gold nieco przycichła, banki wyszły z niej zwycięsko, bo wzmocnione siłą autorytetów ekonomicznych, teraz się długo będziemy zastanawiać, komu powierzymy nasze pieniądze.

I otóż zadzwonił do mnie dziś miły pan z mojego banku ze wspaniałą propozycją pomnożenia zysków ponad owe smętne pięć czy sześć procent, od czego jeszcze na dodatek należy złożyć haracz w postaci podatku Belki.

Czego się dowiedziałam? Hojność banku jest wprost niezmierzona, chcą dać mi WIĘCEJ, bo taki mają kaprys, chcą dać mi siedem, a nawet dziesięć procent, licząc nie bez racji na moją wrodzoną pazerność.

Cóż, nie wygrałam w ostatnim rekordowym losowaniu Lotto, Bóg strzegł. Co prawda ułatwiłam mu zadanie nie wykupując losu, ale zawsze przecież mogłam to zrobić...

Każdy ma jakieś potrzeby, chciałby mieć więcej, czemu zatem pięć a nie dziesięć, to nie ma ekonomicznego uzasadnienia, zgadzamy się? Jasne, nie ma.

Walczmy więc o dziesięć. Co mam zrobić?

Mam się umówić na spotkanie z doradcą (tylko mnie ten zaszczyt spotkał, do byle kogo nie dzwonią!) i on tam, w zaciszu swego gabinetu, przy kawce, omota mnie już tak, że oddam mu wszystko, co mam i jeszcze się zapożyczę u teściowej emerytki, byle tylko te dziesięć procent było moje.

Emerytura (tym razem moja) blisko, nie ma na co czekać, trzeba oszczędzać, jestem z wyżu, nie ma co liczyć na hojność państwa. Lepiej już było.

Tak więc plan emerytalny, słyszę, comiesięczne wpłaty, które my w pani imieniu zainwestujemy tak, że zwróci się pani plus dziesięć procent i tak przez dziesięć lat, co tam dziesięć, dwadzieścia! Zresztą pani jest taka młoda, dajmy trzydzieści, wie pani, ile wtedy tego będzie?! I to bez Belki!

Dobra nasza, zacieram ręce, mając tyle, mogę sama jakiś mały bank założyć, a już na pewno ze spokojem myśleć o tym nędznym zasiłku, którym państwo w hojności swej zechce mnie zasilać.

Gdzie jest pies pogrzebany? Gdzie drobny druk, myślę?

A jest ci on, schwytany, może dla niektórych po niewczasie, bo już sprawy sądowe pozakładali bankom i innym instytucjom zaufania społecznego, które się nazywają ubezpieczyciele i prowadzą w naszym imieniu fundusze powiernicze. 

Już i UOKiK na banki miliardowe kary zdążył nałożyć, choć w rzeczy samej nierychliwy on. 

Drobny druk to fakt, że na pięknym opakowaniu namalowano słowo "polisa".
Polis się belka nie czepiła, żadnych tam haraczy nie ma, dostanę piękne, okrąglutkie dziesięć procent, bylem tylko... inwestowała przez dziesięć lat, bo inaczej figa z makiem, może wypłacą mi dziesięć procent z całej kwoty, bo wszak bank, ubezpieczyciel, fundusz powierniczy ma koszty.

Wiem, że koszty istnieją, nie na darmo jestem właścicielką firmy, ale 90%?!

To już, panie, trochę dużo. I takie są pierwsze wyroki sądowe w tej sprawie, bo nawet ludzie tak niekompetentni w kwestiach gospodarczych, jak sędziowie, zrozumieli że koszty powinny mieć uzasadnienie gospodarcze.

Stąd liczne pozwy zbiorowe już czekają swej kolejki w naszych przepełnionych sądach, ale czy panowie Marcin (Zbyszek, Jan, Patryk - niepotrzebne skreślić) dzwonią do mnie, by odkręcić, co namotali? Ani im to w głowie!

Bank zatem nadal chce dostać ode mnie comiesięczną wpłatę i pewność, że przez dziesięć lat każdego miesiąca zasilę go taką kwotą. Będzie więc miał utrzymanie dla pracownika, który kupi za nią w moim imieniu najbezpieczniejsze papiery, czyli obligacje, potrącając sobie koszty zarządzania. 

Jeśli jednak przed upływem dziesięciu lat zrezygnuję z mego planu systematycznego oszczędzania, ta kawka z uroczym panem Krzysiem (Marcinem, Pawłem, Sebastianem - niepotrzebne skreślić) będzie mnie kosztowała w pierwszym roku okrągłe dziewięćdziesiąt procent moich oszczędności! w drugim osiemdziesiąt i tak dalej.


Jak Wam się to podoba?

Co dostaję w zamian, jeśli jednak wydolę i nic się w moim finansowym życiu przez dziesięć lat nie posypie?

Dostaję to, co mi obiecano podczas tej kawki? Do której chyba szaleju dolewają...

Nic podobnego - przecież bank nie bierze odpowiedzialności za swoje w moim imieniu inwestycje.  Nie ma bowiem papierów w stu procentach bezpiecznych.  Zawsze się może po drodze jakaś recesja trafić...

Dostaję też - o czym trzeba uczciwie wspomnieć - wypłatę z polisy w wysokości 1 PLN!!!

Czemu nie 0,01 PLN? Przynajmniej by się popisali poczuciem humoru.

Tak więc bank ma we mnie złotą kurę, pracującą na kompletnie wirtualne zyski, za które nikt nie ręczy, ja zaś dostaję od banku złudzenia.

No i po co nam dekalog? Banki chętnie nas oświecą, jaką głupotą jest chciwość, można na niej tylko stracić.

Jak mawia jeden z moich znajomych, były pracownik banku: Gra z bankiem to gra zero-jedynkowa. Żeby ktoś wygrał, ktoś musi przegrać.

Jesteście pewni, że potraficie wygrać z Waszym bankiem?

Obejrzyjcie najpierw pod lupą swoje plany systematycznego oszczędzania.

Dixi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz