piątek, 3 września 2010

Panem et circenses

W internecie informacje o nowym, fascynującym wydarzeniu stacji TVN, za które uważa się początek kolejnej edycji Tańca z gwiazdami. Cóż, każda myszka swój ogonek chwali, może nie doceniam, znam nawet jedną fankę tego programu.
Przy okazji zdjęcie Anny Kalaty, która zatańczy tam jako gwiazda. Początkowo nie kojarzę i nic dziwnego, była prezes ZUS wygląda teraz na swoją własną córkę. Tymczasem wkrótce ma zostać babcią.

Nie mam absolutnie nic przeciwko operacjom plastycznym, pilnowaniu wagi i zdrowemu trybowi życia, uważam jedynie, że głupio się było tak zapuścić. Bardziej zastanawiają mnie jednak konsekwencje, jakie nieuchronnie kojarzą się z tak radykalną zmianą wyglądu.

Każda kobieta wie, że inaczej zachowuje się w starym dresie, inaczej w kusej spódniczce i na szpilkach. Jak zatem przemeblowała się głowa Anny Kalaty? Taki wygląd to nie tylko powód do dumy, ale też zachwyt wszystkich dookoła oraz strumień innych fantów.
A wśród nich zaproszenie do TZG.

Nie dziwię się, że zaproszenie przyjęli ludzie bez nazwisk, niczym o życie, walczą o popularkę.
Co tam robi Gołota i Górniak już zastanawia. Na pojawienie się Kalaty nie umiem znaleźć odpowiedzi.
Czyżby wraz z wyprasowaniem zmarszczek wyprasowali jej w tych Indiach również zwoje mózgowe? Gdzie podziała się jej godność osobista? Czy jest aż tak naiwna, że sądzi, iż stacji chodzi o nią i jej wyszczuplone o trzydzieści sześć kilogramów ciało? Aż tak głupia, że chce pokazać światu, co zrobili z jej babciowatą sylwetką chirurdzy plastyczni w Indiach?

Na pewno nie wyleczyli jej z kompleksów. Ona musi się pokazać, by wzbudzić zachwyt tych wszyskich, którzy teraz jej nie poznają, reagując dopiero na jej głos. Odbija sobie minione dwadzieścia lat wyglądania jak księgowa z PGRu, znalazłszy świetny sposób: pokazanie się w tv.

Tymczasem stacja ma gdzieś jej wygląd, jej kompleksy czy nowe poczucie własnej wartości, z którym ona sama najwyraźniej nie potrafi sobie poradzić. Stacji chodzi tylko o to, by telewidzowie i internauci zaspokoili swą potrzebę plotkowania, wyśmiewania się i wywyższania kosztem innych. Chodzi o igrzyska.

Stacja to cezar, jurorzy są gladiatorami, widzowie ludem Rzymu, a tancerze zaledwie zwierzętami szczutymi na arenie.
Nieważne deklaracje. To jest show, a show to manipulowanie ludzkimi emocjami. Emocje powodują, że widz nie sięga po pilota, a kiedy jeszcze uwierzy, że w jego rękach spoczywa los tego, czy innego uczestnika programu, czuje się połechtany i zobowiązany.

Tymczasem cezar manipuluje wszystkimi, z góry znając wynik rozgrywki. Spójrzcie na listę tak zwanych gwiazd. Gwiazd już tam praktycznie nie ma, może poza Górniak, a trochę przenikliwości wystarczy, by na początku typować zwycięzcę, bo wiadomo, jaki jest interes stacji. Ona promuje swoje konie i sprzedaje reklamy. To wszystko.

Telewizje bowiem to platformy sprzedaży reklam i nic już tego nie zmieni.
I jeśli ktoś woli być zapamiętany, jako ten, co fikał nogami, sprzedając jednocześnie jogurt, niż kojarzony ze swych zawodowych dokonań, ma takie prawo. Jeśli nie rozumie, że wystawianie się na widok publiczny w sytuacji ośmieszającej nie buduje jego wartości, a znacząco ją umniejsza (wyjątek stanowią aktorki i zawody zbliżone), nie mnie załamywać nad nim ręce.
Niektórzy mają tak zwane parcie na szkło i zapłacą każdą cenę, byle się pokazać. Będą opowiadać dyrdymały o powodach, kłamać nieumiejętnie i pokrętnie się tłumaczyć.
Bo sława jest jak nakrotyk i niechby już była, nieważne, jak zdobyta.

Dlatego tak bardzo szokuje mnie fakt pójścia na pasek telewizji ludzi, którym ten program nie jest do niczego potrzebny. Niechby się tam rozpychały młode gwiazdki u progu kariery, ale ludzie z dorobkiem, specjaliści w swoich dziedzinach (vide casus Doroty Zawadzkiej) narażają się tylko na utratę twarzy.

Telewizjo, dla ciebie zrobimy wszystko! Damy ci się wodzić na pasku, damy się zemleć w twoich trybach, by reklamobiorcy mogli nas łatwiej strawić.

Dixi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz