- jak mawiają Francuzi.
Czy wyjeżdzać to po trosze umierać? To zdanie jest tak wyświechtane, wyobracane przez leniwych zakochanych, że właściwie wstyd je nawet powtarzać.
Ale, skoro brzmi pięknie, wciąż jest w użyciu.
Tymczasem przydarzyło mi się coś nieoczekiwanego: nie wyjazd był trudny, a powrót.
Ruszenie w świat wymaga energii. Choćby cel podróży był nieodległy, interesujący, egzotyczny i wymarzony, gdy brak chęci, bo na dworze śnieżnie i wietrznie, co natychmiast przekłada się na jakieś pokasływania, siąpienia nosem, skutecznie stygnie ochota do pakowania walizek, lotu samolotem, tych wszystkich korowodów wyjazdowych.
Ale trzeba bo zapłacone, przyjaciele jadą, z kim będą zwiedzać obce miasto, biesiadować, dzielić się wrażeniami? Rośnie fala przymusu i już pakujemy walizkę, pokasłując z cicha.
Potem nawet może być pięknie, jeśli złośliwiec katar nie pokrzyżuje planów.
Zastanawiam się, dlaczego z kilkudniowego wyjazdu, podczas którego nic ważnego nie zaszło, tak trudno jest wrócić do rzeczywistości?
Dlaczego z taką łatwością zapomina się rozłożone na biurku prace i tak mozolnie na powrót wchodzi w swoje obowiązki?
Czas mija, a ja wciąż szukam siebie, jakby wrażenia z podróży osadziły się i odgrodziły mnie od tamtej osoby, którą byłam pięć dni temu.
Wydaje się to niemożliwe, sama nie uwierzyłabym w taką opowieść, uznając ją za zbyt wydumaną.
Ale jeśli założyć, że doświadczenie mnie nie myli, jak musi wyglądać powrót po miesiącach i latach?
Jak bardzo wszystko jest inne, kiedy patrzymy na swoje otoczenie oczyma kogoś, kim staliśmy się TAM?
A może to część nas została gdzieś w świecie?
Więc człowieka zmienia nie tylko czas, ale i pokonana przestrzeń?
Nabierając nowych doświadczeń w pewnym stopniu zmieniamy naszą domową perspektywę.
Ludzie, którzy naprawdę często podróżują, mieliby pewnie o tym więcej do powiedzenia. Pod warunkiem wszakże, że dokonali jakiejś obserwacji. Bo zapewne rzadkie doświadczenia są znacznie silniejsze.
Z pewnością jednak szuka się tego, co się zostawiło, porównuje zapamiętane z zastanym i nierzadko doznaje rozczarowania.
Tak...
Filozofia, najpiękniejsze uzasadnienie lenistwa.
Codzienność –to niejednokrotnie monotonność. Te same wnętrza, te same ulice, budynki, nawet ci sami ludzie mijani w metrze, na mieście. To wszystko to taki nasz mały znany skrawek przestrzeni. Kiedy wyjeżdżam –czuję, że zaczynam życie odkrywać na nowo. Smakować. Poznawać. Zwiedzać. Zachwycać się obcym i nieznanym. A potem, ciężko mi powrócić do tych samych wnętrz, twarzy i ulic… Ciężko, a jednak zawsze wracam.
OdpowiedzUsuńTak, miło jest wrócić. Nie ma jak dom! ;-)
OdpowiedzUsuń