piątek, 1 lutego 2013

Czy literatura się kończy?

W minioną środę, 30 stycznia, we wspaniałym Pałacu Rzeczypospolitej przy Placu Krasińskich w Warszawie, gdzie znajduje się Dział Zbiorów Specjalnych Biblioteki Narodowej, odbyła się uroczystość wręczenia nagród Książka Roku 2012 Magazynu Literackiego Książki.

Imponująca ilość przybyłych na uroczystość gości oraz elegancka oprawa mogły sprawiać wrażenie, że książka jest w Polsce ważna i doceniana, że nie bierzemy oto udziału w jakimś tańcu na Titaniku, tylko zebraliśmy się, aby wspólnie podsumować wspólny rok pracy autorów, wydawców, dystrybutorów, wreszcie analityków rynku książki i recenzentów.

Uroczystość rozpoczął Piotr Dobrołęcki, redaktor naczelny Magazynu Literackiego Książki, w cudownej liście pobożnych życzeń przedstawiając zmiany, jakie przyniesie książce rozpoczynający się rok 2013. 

Z kolei głos zabrał redaktor Krzysztof Masłoń, który  nie owijając w bawełnę stwierdził, że miniony rok był słaby, nie pojawiły się dzieła godne uwagi, podważając tym samym sensowność zorganizowania uroczystości oraz obrażając zaproszonych, którym miały być za chwilę wręczone nagrody.

Po takim wstępie wartość otrzymanych przez nas dyplomów dramatycznie spadła.

Niełatwa jest rola Kasandry, ona płacze, a inni szydzą, ona mówi, nikt nie rozumie, ona widzi, inni nie widzą, jak nas pouczał poeta.

I jak tu nie zwariować? Jak nie zwariować, widząc, co się sprzedaje w księgarniach, o ile w ogóle się sprzedaje.
A jeszcze jeśli trzeba czytać nie z własnego wyboru, tylko z zawodowej konieczności, to cóż, złóżmy w tym miejscu redaktorowi Masłoniowi szczere wyrazy współczucia.

Trzeba zauważyć ze smutkiem, że ludzie z branży obecni na spotkaniu nie zachowali należnej powagi. Nie tylko nie zapłakali rzewnymi łzami nad upadającym rynkiem i poziomem wydawniczym, na domiar złego wydawali się szczerze cieszyć z przyznawanych im już po raz jedenasty wyróżnień.

Co prawda gdzieś w połowie uroczystości bufet i rozmowy kuluarowe okazały się większą atrakcją niż laureaci i kiedy przyszło do wspólnej fotografii sala świeciła już pustkami, a ostatnie kanapki z bufetowych stołów piętrzyły się na talerzykach wygłodniałych ludzi książki.

Cóż, mały ten rynek i nie płynie ani mlekiem, ani miodem. Podobno jedna mleczarnia Piątnica ma większą produkcję niż wszystkie wydawnictwa polskie razem wzięte, więc nie ma się co dziwić, że darmowe kanapki nie muszą czekać na amatorów.

Wreszcie wypadałoby odpowiedzieć na pytanie tytułowe.

Ale to problem znacznie szerszy niż biadolenie redaktora Masłonia w comiesięcznych Bestsellerach Rzepy. To temat wykraczający poza środowiskową uroczystość, poza rynek książki i wszystkie jego plebiscyty oraz podsumowania.

To pytanie z dziedziny socjologii, na które nie tylko redaktor Masłoń, ale nikt nie zna odpowiedzi, bo udzieli jej przyszłość, rodząca się z naszych wyborów. Chciałoby się napisać "czytelniczych".

Fakt jednak, że coraz śmielszym głosem mówią ci, którzy żadnej książki w ręku od dawna nie mieli, choć często aspirują do narzucania swego zdania innym, że ludzie wiedzę czerpią z internetu, Wikipedię nawet bibliotekarze uznają za źródło wiedzy, że statystyczny Polak więcej czasu spędza przed telewizorem niż z książką w dłoni, że w życiu społecznym rządzi nie myśl, ale bluzg, a politycy książkę traktują niczym gorący kartofel, to wszystko skłania do smutnych refleksji.

Literatura będzie sobie oczywiście nadal funkcjonowała gdzieś na obrzeżach życia społecznego, zwłaszcza, że prawie wszyscy mogą dziś napisać i wydać książkę, co również ma swoją wymowę.

Czytelnicy chcą od literatury ukojenia i odpoczynku i ta jej rola ludyczna wydaje się obecnie dominująca, zasmucając nie tylko redaktora Masłonia, ale również redaktora Vargę, którego powieść, pewnie ku rozpaczy autora, w Empik.com. stoi na półce z literaturą obyczajową, czyli tak zwanymi babskimi czytadłami obok Grocholi, Kalicińskiej czy Gutowskiej-Adamczyk.

Co za czasy, panie!...

Czy powinniśmy palić książki złe, panie redaktorze Masłoń? 

Podczas środowej uroczystości jedną z laureatek była właścicielka wydawnictwa Sonia Draga. Tak, to ona trzęsie ostatnio topkami, wydawszy słynne trzy tomy z sekscesami Greya.
Pornografia? Może.

Spójrzcie jednak, ile wybór tej książki mówi o czytelnikach i ich potrzebach!

Ile mówią o nich przesłodzone powieści dla pań, gdzie z góry wiadomo, że bohaterka wyjechawszy na prowincję, świetnie sobie poradzi, znajdzie miłość życia, spokój i spełnienie. Odwrotnie niż w życiu.
Brzmi okropnie?
Może.

Ale to o takie właśnie powieści, powieści, gdzie triumfowałoby dobro, w minioną środę prosił autorów i wydawców redaktor Masłoń!

I tego to ja już zupełnie nie potrafię zrozumieć, bo jak przypomnieć sobie takiego Szekspira czy Dostojewskiego, to nic innego tam nie ma, tylko morderstwa, gwałty, knowania i choroby psychiczne.

Literatura, dobra czy zła, jest zwierciadłem czasów, problemów, jakie nurtują autorów, ale też marzeń i pragnień czytelniczych.
To kocioł, w którym nieustannie buzuje.

I oby buzowało!

Jak uczy nas historia, trzeba wielkiej odwagi, by oceniać, powinniśmy ze spokojem patrzeć na rynek, historia odda sprawiedliwość wartościom. 

Problem z literaturą jest moim zdaniem zupełnie inny i nikt podczas środowego spotkania o tym nie wspomniał. Ponieważ jest ona tworem świata elegancji, snobizmu i kultury, świata nieśpiesznego i skierowanego do wnętrza, ku refleksji, to sama cywilizacja i jej nieprawdopodobny rozwój stanowi dla niej największe zagrożenie.

Dziś każdy może być nadawcą komunikatu, na dodatek nie ponosząc z tego tytułu żadnych konsekwencji. Zmieniła się również publiczność, jej demokratyzacja spowodowała obniżenie poziomu akceptowalności komunikatu (celowo nie piszę "literatury").

Dziś można się wypowiadać lekceważąc normy gramatyki, ortografii czy interpunkcji, lekceważąc nawet dobre obyczaje, do których należy choćby powściągliwość w używaniu wulgaryzmów.
Do tego wszystkiego powoli przyzwyczaja nas Internet.

Jaki to będzie miało wpływ na literaturę - nie wiemy. 

Czy literatura jako piękna opowieść prozą dająca pożywkę refleksji zginie? Być może tak.

Nie jest to jednak na szczęście perspektywa jednego ludzkiego życia.

Dixi.   

20 komentarzy:

  1. ,,Problem z literaturą jest moim zdaniem zupełnie inny i nikt podczas środowego spotkania o tym nie powiedział. Ponieważ jest ona tworem świata elegancji, snobizmu i kultury, świata nieśpiesznego i skierowanego do wnętrza, ku refleksji, to sama cywilizacja i jej nieprawdopodobny rozwój stanowi największe zagrożenie dla literatury. "

    Niezwykle trafione słowa, szczególnie dla czytelnika, który stoi obok i patrzy na to całe przedstawienie, które zmienia swoją formę.
    W ogóle to, czytałam Pani post z ciekawością, bo odwiedzając np. targi książki widać i słychać,że dzieje się źle.
    Myślę sobie, że jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.Jeśli jest na coś zapotrzebowanie, zawsze znajdzie się ktoś, kto na nie odpowie - pisząc w internecie, wydając w małym wydawnictwie.Wśród banału i nudy, wyłoni się coś cennego, bo ludzie też widzą,że tam nie znajdzie się miejsca na rozwój słownictwa, wyobraźni itd.

    PS.
    Na pocieszenie mogę dodać,że catering wygrywa wszędzie i ukazuje mało pochlebny obraz ludzi(na każdej imprezie, na której uczestniczę, stoły są ,,sprzątane'' przez gości z potraw, ludzie zachowują się jakby przyszli jedynie skosztować devolay'a, jednego, dwóch, pięciu.)

    Pozdrawiam
    Iga Mazurek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz, a zwłaszcza za ostatni fragment. Tak, darmowe jedzenie ma jakąś niezwykłą moc...

      Usuń
  2. Proza polska zawsze byla dosc slaba; co innego polska poezja. Czemu tak jest ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może dlatego, że czucie i wiara więcej mówią do nas, niż mędrca szkiełko i oko? Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Pani Małgosiu-w dobie rozprzestrzeniania się w naszym otoczeniu chamstwa i złego wychowania czytelnik ma ochotę na taką odskocznię,trampolinę od tych zachowań.Ponieważ różne są czytelnicze gusta/a o nich ponoć się nie dyskutuje/jedni będą chwalili łzawe powieści,inni powieści erotyczne,a jeszcze inni poezję.Ważne,by czytać i kochać to czytanie.Ja osobiście myślę,że nie jest z nami tak żle jak mówią!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytanie w tytule jest oczywiście poniekąd retoryczne. Cieszę się, że ma Pani takie zdanie. Też uważam, że książka w jakiejkolwiek postaci ma jeszcze szansę.

      Usuń
  4. Ja także myślę, że nie jest z czytelnictwem i z książkami tak źle. Przecież wydano jakiś czas temu "Cukiernię pod Amorem"! Kolejnym powodem mojego zadowolenia jest pojawienie się e- boków. Tak, tak właśnie...pół roku temu nie powiedziałabym tego - ja miłośniczka zapachu druku i szeleszczących stron.
    A jednak stało się , idę z duchem czasu! Muszę przyznać, że dzieje się tak głównie ze względów finansowych. Moi trzej synowie to zagorzali pożeracze stronic książkowych, domagający się co najmniej raz w miesiącu "paszy dla duszy" w ilości jeden egzemplarz za około 45 zł dla każdego. I z powodu takiej to właśnie konieczności jestem postępowa. Pozdrawiam.

    Trochę przesadziłam, najmłodszy syn czyta "Jak Wojtek został strażakiem".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za głos w dyskusji! Pani synowie wyrosną na wrażliwych ludzi i będziemy wszyscy mieć z nich pożytek. Proszę nie zapominać, że książki znajdują się też w bibliotekach publicznych, może wypożyczanie trochę ulży domowemu budżetowi? Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Przy całej mojej ambiwalencji w stosunku do internetu jestem coraz głębiej przekonany, że to właśnie on - o ile nie zajdą w nim jakieś drastyczne przeobrażenia, które do reszty pchną go w łapy bezdusznych kapitalistów - podtrzyma żywot literatury. I wcale nie chodzi mi tylko o e-booki, choć o nie oczywiście po części też. To tam dziś odbywa się artystyczny ferment, którym rynek gardzi, a z którego być może wyłonią się jutrzejsze arcydzieła. Prasa literacka, czyli literackie laboratorium, jest dziś rachityczna - zastąpiły ją w dużej mierze blogi. Na naszych oczach następuje coraz silniejszy rozbrat literatury - tego, co w niej naprawdę ważne - z tradycyjnym obiegiem i czysto konfekcyjną produkcją słowną. I żebyśmy się dobrze zrozumieli, ja tu nie wygłaszam peanu pochwalnego na cześć internetu - to medium ma więcej słabości niż zalet, a dwa podstawowe minusy to nadmierna demokratyczność i fantomowy, płynny charakter treści - ja po prostu mówię o nieuniknionej konsekwencji procesów, które właśnie zachodzą w kulturze. I głoszę to bez szczególnej radości. Po prostu realistycznie konstatuję to, co widzę.

    Jako pisarz, powiedzmy, ryzykowny, mam dziś trzy wyjścia: zamilknąć, dostosować się do komercyjnych wymogów tradycyjnego obiegu albo posłać moje "komunikaty" via net, licząc się nawet z brakiem zarobku, z nadzieją, że ktoś je odbierze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Absolutna racja! Zgadzam się co do nadmiernej demokratycznosci Internetu, która - widzimy to przecież - nadmiernie spłaszcza myśl, dopuszcza do głosu tzw. "haterów", czyli bluzgajacych na prawo i lewo chamów, ale też owa demokratyzacja pokazuje nam jak silna jest potrzeba zaistnienia u autorów, którzy nie zawsze mają coś do powiedzenia, zwłaszcza u młodzieży. Jeśli chodzi o zaistnienie, to rzeczywiście Internet daje szansę autorowi. Nie wiem, czy literatura obroni się przed złem, które dotyka muzykę. Wrzucona do sieci nie daje muzykom przetrwać, bo wszyscy się przyzwyczajamy, że treści, a więc literatura i muzyka również muszą być za darmo. Cóż, to medium rodzi się na naszych oczach, jeszcze bardzo bulgoce, zobaczymy, w jakim kierunku będzie się rozwijało. Dziękuję za głos w dyskusji!

      Usuń
  6. Pan Masłoń jaki jest, każdy widzi, a jak nie widzi, to polecam jego "Bananowy song".
    Pozdrawiam, Małgorzata Kieraj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chętnie zajrzę, aby się utwierdzić (albo i nie) w przeświadczeniu, że każdy krytyk to niespełniony autor. ;-)

      Usuń
  7. Ja też teraz czytam " wyjechał na prowincję", lubię taką tematykę. " Dzienniki kołymskie" Jacek Hugo - Bader. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.s. W sprawie kateringu, znalazłam odpowiedź w książce którą czytam: " Gorzkie w smaku, ale żal nie wziąć, jak za darmo dają.."

      Usuń
  8. Ahh, niektórzy to mają fajnie. U mnie tylko codziennie pranie dywanów. Wrocław jest bezlitosnym miastem i moja firma sprzątająca musi działać bez przerwy. No cóż, niestety, jedni muszą tyrać, żeby inni mogli się bawić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy pocieszy Panią, że przez dwadzieścia pięć lat stałam za ladą? Pozdrawiam biznesowo ;-)

      Usuń
  9. Nic się nie kończy, tylko ludzie tego nie dostrzegają, mój szef prawnik online to non stop jakieś świetne książki polskie przynosi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wspaniale. Miło jest mieć czytającego szefa, taki więcej rozumie, więcej wybaczy, prawda?

      Usuń
  10. A właśnie, że się kończy młodzież woli grać w gry mmorpg zamiast czytania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kamilu, niech grają. Nie da się nikogo uratować wbrew jego woli. Ty pewnie wiesz, że granie nie zastąpi czytania i wygrasz w wyścigu o miejsca pracy! Życzę Ci wszystkiego najlepszego w nowym roku szkolnym!

      Usuń