Dziękuję Agnieszce Graf za jej artukuł opublikowany w dzisiejszych Wysokich Obcasach.
Sama już o tym wielokrotnie pisałam na poważnie i ironizując, że dzieje się coś bardzo niedobrego z mężczyznami. W chwili, kiedy kobiety coraz bardziej włączają się w życie społeczne, pracując zawodowo i na deser jeszcze próbując być matkami, sytuacja mężczyzn się nie zmieniła, gdyż od zawsze do nich należało tylko zapewnienie bytu rodzinie.
Teraz w zapewnieniu środków na utrzymanie pomagają im żony i partnerki, a oni nie zrobili niemal nic, aby w tej sytuacji również coś zmienić we własnym funkcjonowaniu domowym.
Byli i są władcami świata zarządzającymi prokreacją i nie ponoszącymi z tego tytułu niemal żadnych konsekwencji.
List Agnieszki Graf skierowany do najwyższych władz, w którym proponuje wydłużenie urlopu ojcowskiego z dwóch do sześciu bodaj tygodni spotkał się z całkowitym lekceważeniem.
Panowie wiedzą, jak trudna jest rola opiekuna dzieci i podejmują ją jedynie marginalnie. Jak w słynnym żarcie: Dziecko zadaje matce setki pytań, a ojcu tylko jedno: Gdzie jest mama?
To ponury żart, wskaujący, że wychowujemy nasze dzieci trochę jakby były sierotami.
Kobiety zrobiły w ostatnim stuleciu wielki krok do przodu, jeśli chodzi o poprawę swego statusu społecznego.
W większości znanych mi domów to kobieta podejmuje strategiczne decyzje, ona zarządza finansami. To bardzo duża, historyczna wręcz zmiana.
Kobiety zrobiły ten krok kosztem statusu mężczyzn. Mężczyźni bronią się przed oddaniem pola w najlepszy możliwy sposób - biernością.
Nauka, jaką daję kolejnym dziewczynom moich synów jest jedna: Nie przesadzaj w poświęceniu, bo nikt twojego poświęcenia nie zauważy.
Rzeczy zrobionych nie widać.
Czy wobec tego dziwicie się spadkowi dzietności Polek? Czy zdumiewają was te tłumy singielek, które wolą niezobowiązującą randkę od wieloletniego niewolnictwa? Mnie nie.
Na szczęście dziewczyny mają wybór. Chciałyby może mieć rodzinę, ale bardziej cenią sobie wolność i samostanowienie, bo żaden facet nie da im pewności, że będzie postępował inaczej od tysięcy innych, których matki - tak, tak, uderzmy się w piersi! nie nauczyły, że dom to takie samo miejsce pracy, jak firma i za dom się odpowiada.
Nie nauczyłyśmy naszych synów słać łóżek, odkurzać, prasować, myć okien, dbać o zawartość lodówki, obsługiwać pralkę, zmywarkę i inne sprzęty.
Tę listę naszych grzechów można by jeszcze długo ciągnąć.
Zabrakło nam konsekwencji.
Zacznijmy więc może od dziś i pokażmy mężczyznom, gdzie w domu znajduje się zsyp, jak włączyć pralkę i gdzie stoi odkurzacz. Jutro niedziela, mają wolne, świetny dzień na zmiany.
W dobrze pojętym interesie własnym i społeczeństwa, skończmy z fałszywym kultem machismo. Włączmy mężczyzn do odpowiedzialności za siebie na poziomie domowym, a wielki świat tylko na tym skorzysta.
Może wtedy nauczą się, tak jak my, myśleć o kilku rzeczach naraz? Może wreszcie będą mieli mniej czasu na używki i oglądanie telewizji? Może zrozumieją, dlaczego tak ciągle zrzędzimy?
Dixi.
oj Pani Małgorzato jako ojciec dwójki dzieci całkowicie nie zgadzam się z tezą, że ojciec nie umie zająć się swoim potomstwem, czego jestem żywym przykładem. Kobiety chcą pracować i chwała im za to - można na to patrzeć z różnych stron - także jako pomoc mężczyznom w ich zarabianiu. Wszystko zależy od punktu widzenia.
OdpowiedzUsuńSzanowny Panie,
UsuńDoskonale wiedziałam, że takie głosy się odezwą i chwała Panu za to! Przecież znam sama oddanych, zaangażowanych ojców. Problem jest tylko ten, że Pana zaangażowanie w życie rodzinne to nie mainstreem, a wyjątek.
Pańskiej żonie gratuluję wyboru, a Panu dziękuję w imieniu wszystkich kobiet.
Jednak jest jeszcza dla nas nadzieja ;-)
Pozdrawiam serdecznie!
Bingo pani Malgorzato!
OdpowiedzUsuńzajrzałam z blogu Magdy Kordel, a że temat bardzo mnie zainteresował, postanowiłam się wypowiedzieć...
OdpowiedzUsuńniestety w cuda nie wierzę, to w odpowiedzi na pani trzy pytania zaczynające się od "Może..."
pozdrawiam serdecznie
Ania
Aniu, dziękuję za tę wypowiedź, która mogłaby też być odpowiedzią aninimowemu Panu, który pochwalił się swoim zaangażowaniem w życie domowe (patrz wyżej). Bywają tacy mężczyźni, szkoda, że tak ich mało. Raz jeszcze powtarzam: Matki, uderzmy się w piersi, to my wychowujemy tych mężczyzn!
OdpowiedzUsuńSerdeczności i głowa do góry!
Ja tam potrafiłam troszkę nakierować swojego męża... w końcu to ja teraz jestem przed komputerem, nie on... parę lat mi to jednak zajęło, to prawda, mimo wszystko uważam, że mężczyzna nie jest w stanie myśleć o kilku rzeczach jednocześnie i robić kilka rzeczy w tym samym czasie!
UsuńZ jednej strony to my wychowujemy, z drugiej - jak dziecko ma się uczyć od nas, skoro widzi ojca zalegającego na kanapie przed tv lub laptopem? Często wybiera łatwiejsze rozwiązanie, wygodniejsze życie. A matka nadal urabia się po łokcie, bo w końcu zamiast po raz setny prosić, namawiać i zachęcać - zrobi sama. I tak już to jest...
OdpowiedzUsuńTo dlaczego ta matka sama nie usiądzie??? Nic się nie stanie, jak raz nie wszystko będzie zrobione na tip top!!! A poza tym mina męża, gdy żona siada i ma wszystko w nosie jest bezcenna!!!
Usuńale widzę tu same anonimy, szkoda... nigdy nie pisze anonimowo, bo nie wstydzę się siebie i swojego zdania
UsuńWidać to dzień na bicie się w piersi, bo pierwszym anonimem jestem ja. Jakoś tak wyszło, może to zmienię.
UsuńPo drugie: babski strajk. Już starożytne Greczynki próbowały i jak Pani może pamięta, nic z tego nie wyszło. Dla mnie to pocieszające, bo też wielokrotnie próbowałam i kończyło się na zziajaniu, kiedy trzeba było w pocie czoła nadrabiać zaległości. Teraz nie piorę i nie prasuję rzeczy moich synów, ale to i cała moja emancypacja. A, jest jeszcze pani Maria, która pomaga mi sprzątać.
Widzę jednak pewną zmianę pokoleniową tak w zaangażowaniu dziewcząt, jak i chłopców, może więc w kolejnym pokoleniu te nowinki się przyjmą? Zmiana mentalna jest najważniejsza. A jeśli nie - zajrzyjmy do "Lizystraty" ;-)
A naszemu ciągłemu poświęcaniu się winne są nasze matki, to one nam wdrukowały takie zachowania. Z jednej strony wspaniale, z drugiej, ktoś musi wreszcie przerwać ten zaklęty krag poświęceń. Większość dzieci ma dwoje rodziców.
Usuńmoja mama taka nie była, nie wiem, czy to dobrze, czy źle
UsuńZależy, jak się z tym czuła. Na razie niestety tylko mówimy o partnerstwie, ale w rzeczywistości partnerstwo to wkład 3/4 kobiety i 1/4 mężczyzny. Choć oczywiście są wyjątki, mnie również osobiście znane.
UsuńNa szczęście są też mężczyźni jak mój mąż, który pomimo wychowania odebranego w domu (syn czyta całe dnie, córka pomaga mamie) nauczył się robić wiele rzeczy w domu (ot chociażby gotować, czego ja serdecznie nie znoszę!) i aktywnie uczestniczy w opiece nad dzieciakami. Bez tego nie zdecydowałabym się na dwójkę dzieci! :) Podziwiam go za to, chociaż u kobiety nikt by tego nie podziwiał, bo to przecież naturalne...
OdpowiedzUsuńOtóż to! Nas się nie podziwia, najwyżej narzeka, że zupa za słona... Ale proszę powiedzić mężowi raz dziennie, że jest wyjątkowy!
UsuńPani Małgosiu ostatnio usłyszałam bardzo ciekawe zdanie, które powtarzam mojemu mężowi: Kobieta nie krzyczy, tylko motywuje!
OdpowiedzUsuńBardzo na czasie u mnie w domu, bo mimo iż moja teściowa nauczyła wielu rzeczy mojego męża, rzeczy domowych dodam, bo i prać i sprzątać, ba i gotować potrafi, to mężczyzna cwana bestia - jak się mu tylko pokaże, że też się to potrafi, ba że się to zrobi często , to u niego te wyżej wspomniane umiejętności powoli, stopniowo zanikają...
Tak! Tak! Motywować! "Ach, jak ty pięknie wstawiłeś ten talerz do zmywarki! Mnie by się to nigdy nie udało!"
OdpowiedzUsuńalbo : "Jak ty pięknie mógłbyś po SOBIE posprzątać te okruchy z blatu, tak, te, które co rano zastaję"! hm...cóż mam wrażenie, że i owo motywowanie nie daje skutku...
UsuńOj, tak, tak. Wiele odpowiedzialności w nieopowiednim wychowaniu synów na dobrych mężów ponosi ideologia polsko-katolicka. I to działa wciąż; niezależnie czy kto deklaruje się jako tak zwany "wierzący", czy nie. Po prostu to już taka kultura jest sobie, i już.
OdpowiedzUsuń