poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Tak zwana "zakamuflowana opcja", czyli znów się wygłupiłem...

Politycy, jacy są, każdy widzi.

Tabloidyzacja dotarła i do tego środowiska. Teraz, aby zaistnieć, trzeba nie tylko wygrać wybory w swoim okręgu, ale też umieć coś chwytliwego powiedzieć. Są dwa zasadnicze sposoby: powiedzieć mądrze (rzadszy) oraz powiedzieć głupio (niestety, coraz częstszy).

Do łez rozśmieszył mnie nagłówek w Wiadomościach Onet.pl, gdzie jeden z polityków twierdzi, jakoby pojednanie PiS oraz PO było marzeniem większości narodu. Otóż większość narodu ma w nosie polityczne swary. Ośmieliłabym się twierdzić, że większość narodu ma w nosie - słusznie, czy nie - politykę jako taką.
Od czasu do czasu tylko ocknie się, gdy jakiś zlotousty półglówek powie coś zabawnego albo durnego, o co zresztą nietrudno.

Staram się wzruszać ramionami na glupoty, wygadywane przez polityków, staram się nie podbijać im bębenka. Nie wypowiadam się więc o Smoleńsku i tym wszystkim, co się w społecznej materii wyprawia, od kiedy tragiczny w skutkach wypadek zakwalifikowano jako bohaterską śmierć na polu chwały, szukając w tym na dodatek palca bożego.

Ale tak zwana "opcja niemiecka", choć wywołała nieco mniejsze echo, trzepnęła mną, aż się zatrzęsłam.

Wydaje się, że szef partii, choćby i opozycyjnej, mający wpływ na myślenie tysięcy swoich wyborców, powinien bardziej ważyć słowa.
Wydaje się, że członkowie partii, mający niezrównoważonego szefa, powinni go zmienić.

Burzyć jest łatwo, budować na gruzach niesposób. Czemu miało służyć obrażanie Ślązaków?
Elementarna znajomość historii Polski wystarczy, by wiedzieć, że na Śląsku jest, był i będzie duży wpływ pobliskich Niemiec. Nie da się odcedzić sitkiem Polaków, a reszcie powiedzieć: wynocha!
Zresztą, czemu miałoby to służyć w dobie wolnego przepływu ludzi, pracy i kapitalu?

Wywyższanie się polityków, którzy całą swoją działalność koncentrują na obrażaniu, kogo się da, robi się coraz bardziej nieznośne.

Szkodników mamy aż nadto, ludzi rozsądnych w polityce ciągle jak na lekarstwo. Kiedy wreszcie wyborcy pokażą im czerwoną kartkę?

I tu leży pies pogrzebany. Gdyby było zapotrzebowanie na rozsądnych polityków, to byśmy ich mieli.
Nie interesujemy się tym, co mówią, ani tym, co robią.
To paradoks, bo wiadomości pełne są wywiadów, komentarzy i spotkań z politykami, na równi z gwiazdami odpytywanymi ze swych poglądów. Brakuje jednak kontroli społecznej i rzeczywistego zaangażowania społeczeństwa, które przez dziesiątki lat przyzwyczajone było jedynie do biernego oporu.

Kiedy wreszcie zrozumiemy, że działalność polityczna to slużba? Kiedy zaczniemy rozliczać polityków z ich niespełnonych obietnic, durnych decyzji, rozgorzałych z ich powodu ognisk zapalnych?

Czyżby nigdy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz