niedziela, 10 kwietnia 2011

Złapani we własną sieć

Sieć nas złapała i trzyma.

Niektórych trzyma do tego stopnia, że nie wychodzą już nawet ze swych pokojów. Przerażający jest ten strach przed światem realnym. Zastanawiam się, gdzie się chowały istoty podobnie bezradne wobec świata,  zanim powstał internet? W klasztorach?

I choć wielu nie wyobraża już sobie życia bez sieci, są ludzie, i to wcale nie technologiczni analfabeci czy starcy, co nie dali się jednak w nią złapać.
To być może najrozsądniejsi z nas, nie chcą pozostawiać po sobie niezniszczalnych śladów, bo wiedzą, że w sieci nic nie ginie.

Kiedy piszemy jakąś notkę bez znaczenia, sądzimy, że to wyraz naszej osobowości. Pewnie tak jest, ale osądy, przyjaźnie, związki ewoluują. Napiszemy dziś coś, czego jutro możemy już żałować, bo w chwili zamętu odkryliśmy nasz słaby punkt i ktoś to wykorzystał. Pracodawcy regularnie inwigilują portale społecznościowe, niektóre sprawy trafiły nawet do sądu.

Myślę, że najczęściej odsłaniamy się przez własną głupotę, przeceniając ważność tego, co mamy innym do zakomunikowania.

Zwłaszcza osoby publiczne, miewają z tym problem. Wydaje im się, że winni są fanom okruchy ze swej prywatności. Z okruchów robią się kanapki, z kanapek bochny, z bochnów skrzynki z chlebem i całe piekarnie. Wreszcie nic już nie pozostaje tajemnicą.

Słynna restauratorka i osoba publiczna o całkiem miłej powierzchowności, dość miała chyba pokazywania "oficjalnej" twarzy i zamieściła w sieci zdjęcie z wakacji bez makijażu. Podziwiam. Trzeba doprawdy mieć odwagę!  Internauci mogą też obejrzeć sobie bose stopy owej bogini kuchni z całkiem sporymi halluksami. Na deser otrzymujemy zdjęcie hotelowej łazienki, w której kuchenna rewolucjonistka "się pluskała". Uff!

Nie ma co załamywać rąk nad faktem, że Maroko to już żadna wyprawa, że każdy z nas dokądś jeździ na wakacje, ale niekoniecznie zawraca tym głowę reszcie świata. Każdy "się pluska" w takim, czy innym hotelu i zachwyca wyrobami miejscowych rękodzielników.

Niektórzy uważają, że sieć to narzędzie inwigilacji. Pewnie mają rację, skoro Amerykanie, gdzie to wszystko przybiera najbardziej chyba masową skalę, zastanawiają się już, czy nie należałoby wprowadzić co jakiś czas życiorysu beta, jakiejś abolicji, tak aby popełnione w nieświadomości błędy nie ciągnęły się za człowiekiem w nieskończoność.

Sieć naraża nas na kompromitację. Mój bank pisze w komunikacie na swej stronie internetowej słowo "świat" z wielkiej litery. Odczuwam to jak chęć przestraszenia mnie, ale zaraz potem mówi o "spadających rynkach" i teraz to już tylko mogę ręce załamać nad bezradnością językową pracowników banku.
Niejednokrotnie już zresztą o tym mówiłam, skompromitować się łatwo. Dziennikarka mojego ulubionego radia na swojej stronie internetowej mówi o "najleprzej" strategii i choć błąd mógł jej zafundować ktoś z obsługi strony, bije on w wiarygodność dziennikarki, czyli nadawcy komunikatu, nie webmastera.


Zabawne, że większości odbiorców to nie przeszkadza. Może to ze mną jest coś nie tak?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz