poniedziałek, 29 listopada 2010

Tak bardzo cię kocham!

Czy potrafimy wyrażać miłość?
Pytanie banalne, odpowiedź niełatwa.

Wzory w historii zdarzały się rozmaite: od noszenia wstążek, darowywania kwiatów i śpiewania serenad pod balkonami, przez opiewanie w poezji oraz dokonywanie odważnych czynów ("Krokodyla daj mi, luby!"), wśród których wcale nierzadkim bywało wstępowanie do klasztoru a nawet samobójstwo w przypadku miłości nieodwzajemnionej (vide: moda na werteryzm).

Wydaje się rzeczą dość istotną rozważenie, czemu wyraz miłości ma służyć, a także kto, oraz wobec kogo, go dokonuje.
Inaczej bowiem zachowa się nastolatka, której widzenie świata jest z natury rzeczy dość uproszczone, inaczej człowiek dorosły. Inaczej wyrażamy naszą miłość rodzicom czy dzieciom, inaczej partnerowi.
Również etap związku jest ważny. Uwerturę gra się zupełnie inaczej niż finale. W tak zwanym zauroczeniu jesteśmy skłonni do większych szaleństw niż gdy sytuacja się ustabilizuje, a związek okrzepnie.

Wyrażania miłości nikt nas specjalnie nie uczy, robimy to, co uważamy za stosowne, najbardziej nośne i efektywne. Bierzemy przykłady z życia, lektur, zachowania naszych rodziców. Gesty bywają więc romantyczne, rozczulające, głupie, obliczone na efekt lub idące z duchem czasu.

Wyrażanie miłości jest czynnością intymną, a jednak coraz bardziej się instytucjonalizuje.
Za pasem święta, wydawcy zaczynają dodawać do czasopism cienkie zeszyciki z informacjami o zawartości tegorocznego worka świętego Mikołaja, wmawiając nam, że kupienie komuś upominku jest najlepszym wyrazem miłości.

Czyżby?

Nabycie gotowego wytworu jakiejś firmy, choćby najfikuśniejszego, najwymyślniejszego, najdroższego i z najlepszą metką, nie zastąpi nikomu kontaktu z przedmiotem uwielbienia.
To jak kupienie psu ulubionego smakołyku i rzucenie, by się zajął gryzieniem. Czy sprawi mu to większą przyjemność niż zabawa z Tobą?
Choćby nabycie upominku kosztowało nas bardzo wiele, nie darowujmy rzeczy w zamian za czas i uczucie.

Miłości się nie kupuje. Miłość wymaga czasu i uwagi.

Nikt nie wie, za co dostaje się miłość. Bo nie za poświęcenie, nie za cierpienie, nie za uporczywe pragnienie. Nie za wszystkie myśli skoncentorwane na przedmiocie uwielbienia.

Skłonna jestem twierdzić, że miłość dostaje się za nic i jednocześnie niczego nie można dać, aby ją otrzymać.

Gest darowania, dzielenia się z drugą osobą całym światem (bo wszak wraz ze sobą, ofiarowujemy jej wszystko co mamy, również nasze lęki, nadzieje, cały uzbierany przez lata bagaż) jest gestem niezapomnianym i bezcennym, często niedocenionym, odrzuconym lub wzgardzonym.
Dlatego tak bardzo boli, bo dotyka najgłębiej - naszej istoty, najtajniejszego wnętrza.

Miłość jest kapryśna. Przychodzi nie w porę. Wyglądana, nie zjawia się latami. Goniona - umyka.
Kojarzona w marzeniach ze szczęściem i spełnieniem, jest podobna do kwiatu paproci: gdy jej dotkniesz, rozpada się w pył i proch.

Byłażby zatem jedynie tworem naszej wyobraźni?

Nawet jeśli, to za to ją przecież kochamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz