Kto by przypuszczał, że te dwa słowa, jakby żywcem wyjęte ze słownika slangu młodzieżowego, zawdzięczamy fascynacji, jaką nasi przodkowie żywili dla kultury francuskiej?
Zagościły w polszczyźnie najprawdopodobniej na zasadzie częstego używania lub wtrąceń, jako że wyższe warstwy społeczeństwa częstokroć lepiej znały francuski niż język ojczysty.
Ostatnio mocno mnie zdumiało użycie tych dwóch wyrazów niezgodnie z ich znaczeniem.
Młoda osoba oznajmiła w sieci, jakoby kot czy też pies "zmasakrował" jej pokój.
Masakra - na moje wyczucie - i tak nas poucza słownik języka polskiego, do którego czym prędzej sięgnęłam, jako do wyroczni - to rzeczownik oznaczający ni mniej, ni więcej, tylko rzeź.
Czy można dokonać rzezi przedmiotu? Okazuje się, że ten kot (pies?) dał sobie radę.
A potem przeczytałam, że Kliczko zdemolował Adamka i to mnie zdemolowało, a raczej zmasakrowało.
Demolować to niszczyć przedmioty martwe. Czyżby w chwili, kiedy Kliczko zabierał się na ringu za Adamka, ten już nie żył? Przecież miłośnicy boksu widzieli go dość żwawego. Może był nieco zmasakrowany po walce, ale chyba opuścił miejsce walki o własnych siłach?
Nie oglądałam, nie cierpię przemocy, nawet udawanej.
Jak zwykle się czepiasz, Gucia.
Czepiam się, bo język to znak czasów.
Czego o naszych czasach uczą mnie te dwa przykłady?
Tego, że nikt już nie zagląda do słownika.
Jak dowcipie:
-Jasiu, kiedy tylko masz jakąś wątpliwość zajrzyj do słownika.
-Ale ja nigdy nie mam żadnych wątpliwości, proszę pani.
Otóż to. Nie miewamy już wątpliwości. Dlatego używamy słów niezgodnie z ich znaczeniem.
Ktoś mógłby mi przerwać i zaprotestować, mówiąc że wszak język to twór żywy, dostosowujący się do użytkowników, a tak zwany uzus (łac. usus), czyli prawo zwyczajowe, jest jedynym obowiązującym prawem.
I tak, i nie - odpowiedziałabym na to. Uzus to mody, które przychodzą i odchodzą, i tak jak nikt mnie nie zmusi do noszenia dziurawych spodni, choć są szczególnie modne, tak nikt nie zdoła mnie przekonać, że mylenie słów jest bez znaczenia.
Nie jest, natomiast świadczy o braku świadomości językowej. Jako społeczeństwo czytamy coraz mniej, nie ma mody na oczytanie, ileś tam akcji było i nic nie wskórały. Szkoła wręcz zniechęca do tego typu pogłębiania wiedzy. Jest przyzwolenie społeczne na niechlujne wyrażanie myśli w mowie i na piśmie.
Nawet dziennikarze, którzy kiedyś byli nauczycielami polszczyzny, raz po raz dają dowód marnej znajomości języka ojczystego.
To oczywiście skutek, nie przyczyna.
Przyczyna leży w wychowaniu, w społecznej zgodzie na szarganie języka przez młodzież i dorosłych, na braku ćwiczeń mówienia i pisania, w akceptowaniu lekceważenia lektur, w niekonsekwentnym nauczaniu języka polskiego i koncentrowaniu się na "zdawalności" egzaminów, nie na rzetelnym wdrożeniu do kultury języka.
Prawdziwy egzamin młodzież zdaje wypowiadając się publicznie w sieci. Zdajemy go lub oblewamy wszyscy. Jeśli poplączemy wyrazy, trudno nam się będzie porozumieć.
Język to nasza tożsamość, czyżby nam na niej już nie zależało?
Rzekłam.
Święta prawda. Coraz częściej włos się jeży na głowie, gdy słucham wypowiedzi dziennikarzy. O młodzieży nie wspominając...
OdpowiedzUsuńCyt.,,Przyczyna leży w wychowaniu, w społecznej zgodzie na szarganie języka przez młodzież i dorosłych, na braku ćwiczeń mówienia i pisania, w akceptowaniu lekceważenia lektur, w niekonsekwentnym nauczaniu języka polskiego i koncentrowaniu się na "zdawalności" egzaminów, nie na rzetelnym wdrożeniu do kultury języka.'' ~ Wyborne!
OdpowiedzUsuń