Dziś przypada Dzień Pracoholika, czyli święto każdej kobiety łączącej pracę zawodową z pracą w domu. Ile to zajęć, wiedzą tylko kobiety. Mężczyznom wydaje się, że w posprzątanym mieszkaniu to wiatr wpadający przez uchylone okno odwala całą robotę.
Wiadomo, rzeczy zrobionych nie widać...
W znakomitej większości nasi panowie żyją szczęśliwym życiem niewiedzącego, obsługiwani najpierw przez matki, potem przez żony i z rzadka nagabywani o pomoc. Na ogół NIE DOMYŚLAJĄ się, że w domu jest codziennie tak wiele rzeczy do zrobienia. Przecież w łazience zawsze są czyste ręczniki, pełna tubka pasty do zębów i mydło. Podchodzą do szafy z ubraniami, jako rzecz oczywistą traktując to, że znajdą tam czyste koszule, skarpety, majtki i spodnie. Nawet jeśli nie dostaną na śniadanie kanapek i kawy, to jednak w lodówce jest masło, wędlina, ser, mleko.
Zawdzięczając to wszystko wpadającemu przez okno wietrzykowi, mogą ruszyć na ośmiogodzinny podbój świata, z którego wracają krańcowo zmęczeni i historia się powtarza, tylko w odwrotnej kolejności: obiad (kolacja), szafa z ubraniami, łazienka...
Kiedy od czasu do czasu domagając się pomocy w zapewnieniu bezkolizyjnego funkcjonowania rodziny, któraś z nas rzuci inwektywami w stronę głowy domu, ta odwróci się i z bezbrzeżnym zdumieniem powie:
- Jeśli chcesz, żebym ci w czymś pomógł, to mi to powiedz...
I tu tkwi sedno! Mamy im mówić, jak działa prawo czystego ręcznika w łazience, jaka siła sprawcza powoduje, że pościel jest czysta, a świeże bułki trafiają do chlebaka!
Oni nie muszą się zastanawiać, że pościel wypadałoby zmienić, bo znajdują ją w swym łóżku wciąż czystą. Jeśli nie odstawią pustego talerza do zlewu czy zmywarki, ty to zrobisz. Jeśli porzucą buty obok szafy, schowasz je sama, bo po co tyle gadania o drobiazg?...
Mężczyźni nie muszą się dowiadywać, jakie jest prawo czystego stołu, czystej podłogi, czystych okien i kiedy należy to zrobić, aby "nie było widać", że zostało zrobione. Ojej, no może okazując całym sobą zniechęcenie do babskich obowiązków, pomogą w jakiejś jednej czynności, ale TO TY musisz ich do tego zaprosić, bo przecież do dziś, to deszcz mył okna, a wiatr wymiatał kurz i piasek z podłogi. Ty musisz odebrać im czas spędzany przed telewizorem czy ekranem komputera, upokarzającym:
- Może byś mi pomógł...
- Może byś mi pomógł...
Kobiety wytresowano w uważności, od najmłodszych lat wysyłając do sklepu, domagając się pomocy przy praniu, odkurzaniu, gotowaniu, myciu okien, przygotowywaniu świąt.
Od chłopców wymagano niewiele, czasem nic. Matki wolały same zaprząc się do kierata, niż pilnować chłopców, aby nauczyli się, jak funkcjonuje dom i w tym uczestniczyli.
I - smutno mi to powiedzieć - ale to kobiety zawdzięczają ów społeczny układ innym kobietom, swoim teściowym, które nie zastanawiając się nad niesprawiedliwością takiego układu stosunków w domu, konserwowały go, pracując ponad siły i nie żądając niczego od swych synów ponad to, by byli szczęśliwi i - trzeba to w końcu również stwierdzić - w znikomym procencie wymagały od swych mężów uczestniczenia w pracach domowych.
Zatem, drogie panie, może już czas wreszcie, abyśmy przestały się domyślać, jakie mogą być życzenia naszych panów? Niech nam komunikują za każdym razem, że nie ma mydła w mydelniczce, pasty do zębów, czystego ręcznika, majtek koszuli, świeżych bułek, obiadu, że śmieci warto by wynieść...
A wtedy my MOŻE coś w tej kwestii spróbujemy zrobić?
Pomyślcie o tym w Dniu Pracoholika.
Rzekłam.
No cóż, jak sobie pościelisz tak się wyśpisz. Jeśli od początku wspólnego życia traktujemy mężczyzn jak dzieci to, nawet jak nam się znudzi (badź w domu pojawią sie prawdziwe dzieci) nie możemy oczekiwać że nagle nasz bohater stanie się dorosły. Każdy pełnosprawny człowiek ma dwie ręce i głowę. To nasza wina, nie teściowych, czy innych kobiet, że bierzemy na siebie "cały dom". Mnie udało sie uniknąć takiego schematu. Nie prasuję, nie składam, nie wyręczam. Zawsze można zadać sobie pytanie, czy On dla mnie robi to samo? Lub, czy jesli byłabym sama to musiałabym to zrobić? Bo w końcu nic złego w tym, że robimy sobie NAWZAJEM śniadania,że pierzemy (przecież sobie też musimy wyprać, a pralke należy wypełnić po brzegi:)), że w łazience jest mysło i pasta, w końcu nam też służą. Nie róbmy z siebie męczennic ale i nie dajmy zapędzić się w kozi róg. To jest możliwe i łatwe!
OdpowiedzUsuńBrawo! Gratulacje, oby więcej było takich zon i matek!
OdpowiedzUsuńZgadzam sie z anonimową osobą . Ja 25 lat wykonywałam domowe prace a teraz po przedwczesnej śmierci robię to samo ale brakuje mi męskiej ręki przy naprawach, remontach itp i przykro,ze nie mam dla kogo gotować ,prać. Robie to dla brata i jego dzieci. Pragnę byc potrzebna. Nie użalam sie nad sobą.
OdpowiedzUsuńUczciwe postawienie sprawy, pozdrawiam!
UsuńSame sobie jesteśmy winne, niestety, ale można mówić i trzeba, kto chętnie lub niechętnie pójdzie do sklepu po bułki bo ich nie ma, kto mi naprawi kran, kto zrobi dzisiaj rano kawę, wtedy wyartykułowane przez nas nasze (również i ich potrzeby) będą łatwiejsze do wykonania dla wszystkich, a tak gdy raz n pół roku wybuchniemy w słusznej sprawie oni pomyślą (menopauza) lub ma dzisiaj zły dzień, a tak w ogóle o co jej chodzi, metoda mówienie co chcemy jest łatwa, do zrobienia, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńj
Myślę, że klucz tkwi w szacunku do samej siebie. Jeśli jestem ważna dla siebie, to szybko rozprawię się z problemem rzucanych byle gdzie skarpetek czy ogryzków (trafiają na klawiaturę JEGO komputera).
OdpowiedzUsuńJeśli natomiast kobieta jest tylko cieniem mężczyzny, to nigdy nie będzie umiała zawalczyć o swoje prawa. Nie wymagam od męża żeby gotował, bo nie potrafi, a ja wolę to robić sama. Ale on sam wpada na to, że pora wynieść śmieci, nigdy nie zostawia talerza na wierzchu, tylko sprząta również mój talerz i w ogóle powinnam leżeć krzyżem w kościele, że taki mi się trafił.
Ale samo się nie zrobiło. Wszystko zaczęło się od mojego egoizmu:)))
Czasem szczypta egoizmu potrafi zdziałać cuda!
Usuń