Ktoś kiedyś powiedział, że wszystko się zmienia, aby świat pozostał taki sam.
Można by sądzić, że to, co nam funduje współczesna technika: dostępność komunikacji, multiplikowanie przekazu słownego oraz obrazu, wszystko, co tak bardzo odmieniło świat w ciągu ostatniego dziesięciolecia, że doświadczamy tego po raz pierwszy w dziejach. Nie sposób się z takim twierdzeniem nie zgodzić.
Jednocześnie jednak użytek, jaki robimy z tych wszystkich gadżetów, każe widzieć nasze czasy jako czyste powielenie tego, co już się człowiekowi przydarzało, aczkolwiek na mniejszą skalę i tylko wybranym.
Czym są portale społecznościowe, jeżeli nie dawnymi salonami, gdzie ludzie spotykali się, aby być ze sobą i przy okazji wymieniać myśli? Aby popisywać się strojami, opowieściami o swych podbojach i w gronie znajomych zyskiwać pozycję towarzyską?
Czym są owe słodkie focie, "selfies", którymi katujemy bliźnich, jeśli nie dawnymi portretami, wieszanymi w salonach celem obudzenia zazdrości zaproszonych?
I wtedy, ponad sto lat temu, i dziś, nie brak błahych komunikatów, i wtedy, i dziś nie brakuje kiepskich portretów.
Problem polega na tym, że owa kiepskość, miałkość, bylejakość, ograniczała się ówcześnie do wąskiego grona osób. I chociaż był to być może "cały Paryż", który wtedy uznawano niemal za cały świat, komunikat nie hulał po bezkresie, gdzie każdy mógł go wielokrotnie usłyszeć, zobaczyć, wyśmiać. Powtarzano plotkę, ta jednak zasadniczo różniła się od oryginalnego zdarzenia i choć trafiały się z powodu plotek samobójstwa, jednakowoż litościwa zasłona milczenia opadała w końcu na ośmieszonego nieszczęśnika, jeśli zdołał przeżyć towarzyską porażkę, pozwalając mu złapać dłuższy oddech.
Dziś internet jest najbardziej demokratycznym salonem. Nikt nie rozsyła tu zaproszeń (ach tak, są wszak zaproszenia na Facebooku!), możemy wejść i rozpocząć multiplikowanie swych dokonań, wrzucać focie z wakacji, z pracy, chwalić się dziećmi, psami, grillem na balkonie.
Dostępność komunikowania odebrała nam rozum, który zamilkł i nie każe już trzymać swego życia osobistego w tajemnicy, pisać do zamykanej na klucz szuflady, oszczędnie się wypowiadać. Przed osądem bliźniego, niczym na Sądzie Ostatecznym, stajemy nadzy, pokazując wszystko i więcej jeszcze, bo dosłowność to drugie imię naszych czasów.
Możemy, a nawet wręcz powinniśmy, wpuszczać do sieci komunikaty żenujące, bo to bawi gawiedź i daje na dłuższą metę większą skalę zainteresowania, niż przemyślenia filozofów.
Zresztą, mój Boże, to nie są czasy do przemyśleń! Przecież nawet jeśli bierzemy do ręki książkę, to nie po to, żeby się zmęczyć! Sztuka ma nas ukoić do snu, a nie z tego snu wyrwać. Zbyt jesteśmy zajęci, zapracowani, zmęczeni pogonią za dobrami. Zresztą, kto zrozumie tych artystów?
A wreszcie w końcu dziś artystą może być każdy, byle nastolatka może mieć blog, w którym będzie publikować swoje utwory. Każdy z nas może robić zdjęcia, instalacje, bo wszyscy jesteśmy artystami.
Moim młodym czytelniczkom, które czasem przysyłają mi swoje utwory, mówię i bynajmniej nie z zazdrości o ich powodzenie, aby troszkę zaczekały z publikacją, bo to, co dziś wydaje im się fantastycznym wytworem ich nastoletniej myśli, jutro będzie je po prostu śmieszyć, a może nawet zawstydzać? Nie mówię tego dorosłym, bo powinni to wiedzieć sami.
Pisać trzeba i warto, myślę jednak, że szuflada biurka i plik na ekranie komputera zniosą więcej, niż czytelnicy. Dotyczy to nas wszystkich. Mniej komunikatów, mniej zabiegania o towarzyską popularność, więcej pracy nad sobą.
Dixi.
Dla mnie takim znakiem czasu jest to, że powiedzenie :"Dzisiejsze gazety z newsami wyścielą jutrzejszy kubeł na śmieci"... też już jest nieaktualne. Kto dziś wyściela kubły gazetami? :)
OdpowiedzUsuńNikt (chyba), a przynajmniej nie ci, którzy czytają gazety, jak sądzę. Ale ten frazes ze śmieciami brzmi lepiej.
OdpowiedzUsuń