czwartek, 29 grudnia 2011

Przepijemy naszych wnuków domek mały...

Jakie to dziwne, że w sferze społecznej jawimy się jako zupełnie inni ludzie niż w sferze prywatnej.

Bo cóż jest wyznacznikiem naszych zachowań, co nas pcha do codziennego wstawania, co zmusza do wysiłku, wychodzenia z domu, tłoczenia się w korkach, zapchanych środkach komunikacji miejskiej, co nam każe znosić nielubianą pracę, dąsy szefa i zbyt niską pensję?

Nasze geny.

To dla nich pracujemy, myślimy przede wszystkim o dzieciach, o ich życiu i szczęściu, chcielibyśmy je dobrze wywianować, bo to one są gwarantem przetrwania naszych genów. Ludzie, ci normalni, zwyczajni, myślący (od razu zrezygnujmy z rozważań o degeneratach), otóż ludzie robią bardzo dużo, czy nie wszystko, dla dobra swych dzieci.


Pilnujemy, by nasze pociechy się uczyły, staramy się opłacić im lekcje angielskiego, tańca, skrzypiec, próbujemy naszych sił w przewidywaniu przyszłości, aby wybrać im intratne zajęcie. Cieszymy się, gdy rosną, mają sukcesy, pomagamy im opłacić studia, przyglądamy się ich znajomościom i relacjom, bo to może w przyszłości rzutować na ich związki.

Potrafimy dosłownie odjąć sobie od ust, aby dać dzieciom wszystko, co wydaje się, że dać powinniśmy. Czekamy przecież na wnuki. Robimy to z miłości i troski, ale też z egoizmu, który w tym akurat przypadku uważam za chwalebny.

Raz jeszcze przypomnę: mówię o odpowiedzialnych rodzicach.

Tymczasem jako jednostki społeczne zachowujemy się dokładnie odwrotnie: domagamy się od państwa jak najwięcej i czasem, a nawet dość często, jesteśmy w tym skuteczni. Państwo jest relatywnie słabe wobec nacisków dużych grup, zresztą troską rządzących pozostaje od dawna już tylko wygranie następnych wyborów.

Kolejne rządy administrują więc tak, aby nie zadrażniać. Służą naszym egoizmom, naszej krótkowzroczności, naszej nienasyconej żądzy skonsumowania zasobów.

I dług publiczny rośnie.

Nigdy Was to nie zastanawiało, jak można wydać więcej niż się posiada? A państwo robi to co roku. Prezenty w postaci rewaloryzacji emerytur, podwyżek pensji, funkcjonowania aparatu i tak dalej finansuje się ponad rzeczywiste dochody. I tu następuje koniec żartów, bo tak jak gierkowskie, i te pożyczki kiedyś trzeba będzie spłacać.

Więc nie cieszcie się, że dostaliście dwadzieścia złotych więcej, że macie większą rentę, a Wasza babcia emeryturę, bo to jej skok na Waszą kasę, to Wy będziecie musieli oddać te dwadzieścia złotych, na dodatek z odsetkami.

Dość często słyszy się i czyta w prasie o przekręcie "na wnuka". Różni kombinatorzy dzwonią do nieco otumanionych wiekiem staruszek i podając się za ich wnuka, proszą o przelew, jako że są rzekomo w trudnej sytuacji.

Nigdy jednak nie słyszałam jeszcze o przekręcie "na babcię", w którym na dodatek brałoby udział CAŁE społeczeństwo. Przypomina to trochę ten czas przed ostatecznym upadkiem naszej państwowości, kiedy silne grupy społeczne rwały kraj, niczym postaw czerwonego sukna.

Zastanówmy się, czy rzeczywiście tak musi być?

Pomyślmy, w jakim stanie chcemy zostawić kraj naszym dzieciom i wnukom. Czy dalej mamy być pazernymi dziadkami? A może powinniśmy bardziej patrzeć politykom na ręce? Żądać zaniechania zadłużania państwa nawet kosztem naszych chwilowych niewygód? Żądać rozsądnego gospodarowania państwowym groszem i Z TEGO, TYLKO Z TEGO tę władzę rozliczać?
Nie głosować na partie za ich obietnice, bo obiecać można WSZYSTKO, ale rzetelne wypełnianie swej misji?

Ha, ha, ha! Kto by wtedy chciał się pchać do władzy? - zapytacie.
Ano właśnie! Ten, kto miałby czyste intencje i wiedział, jak się zarządza tak skomplikowanym organizmem, jakim jest państwo, a nie tylko miał do perfekcji opanowany PR.  

Bo wbrew pozorom, demokracja, gdzie rzekomo rządzi większość, nie istnieje lub jest wierutnym kłamstwem.

Większość nie rządzi mądrze, większość bowiem zazwyczaj się myli.

Jesteśmy egoistami i chcemy dla siebie jak najwięcej TERAZ. Po nas choćby potop.
Ale ten potop dotknie również nasze pokolenie, a odsetki fajnie wyglądają tylko na lokacie.

I nie mówcie mi, że wasze dzieci i wnuki zaopatrzycie sami, bo nie zdołają umknąć przed recesją, bezrobociem, spadkiem poziomu życia, niepokojami społecznymi, które taki dramatyczny spadek może za sobą pociągnąć.

To prawda, że jako społeczeństwo jesteśmy biedni, to prawda, że nasz apetyt konsumowania dóbr nie został jeszcze zaspokojony. Ale prawdą jest też, że nie oszczędzamy na gorsze czasy, bo ciągle czegoś nam brakuje! Spójrzcie na polskie ulice, na te samochody, które nie mogą się na nich pomieścić!
Myślicie, że to wina ulic? A może zasługa naszego rzekomo nikłego dobrobytu?

Tak dobrze jako społeczeństwu jeszcze nigdy nam się nie wiodło. Owszem, są wielkie obszary biedy, które trzeba stopniowo likwidować, ale czy nie czas też pomyśleć o uporządkowaniu finansów publicznych?

Bo, nie oszukujmy się, przez nasz brak zainteresowania zapalamy politykom zielone światło, dajemy zgodę na rządzenie, które ma na celu jedynie najbliższe wybory, a nie wizję kraju za lat dziesięć czy dwadzieścia.

Nie przepijajmy dobrobytu naszych wnuków!

Rzekłam.

4 komentarze:

  1. Poczekaj, kochana, aż sama będziesz na emeryturze i wówczas okaże się, że były i zniknęły gdzieś w niebycie Twoje składki emerytalne płacone przez 30-35-40 lat. I nie ma na Twoją emeryturkę! To, co jest rewaloryzowane, te marne 20 zeta to i tak nic w porównaniu z tym, co "zaginęło", a wypłacana do końca emerytura ma się nijak do kwoty, którą nam zabierano podczas życia zawodowego. Dodam, że tzw. składka emerytalna jest potrącana emerytom, którzy m u s z ą dorabiac do swego "świadczenia", Bo inaczej mogliby nie przeżyc...

    OdpowiedzUsuń
  2. Na nic nie zamierzam czekać. Obserwując waloryzacje emerytur moich rodziców i teściów w początku lat dziewięćdziesiątych zrozumiałam, że na państwo nie mam co liczyć. Na ZUS
    od własnej działalności odprowadzam składki od 1983 roku. Zwrotu tych pieniędzy nie oczekuję, liczę na własne oszczędności i moją od tamtego czasu pracę na dwóch etatach (poza oczywiście
    etatem matki i żony). Tak więc dziękuję, ja w tej kolejce stać nie będę. Pisałam już zresztą o tym niżej w "Emerytalnych paradoksach". Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. To po co odprowadzac składki w ogóle?! Ten obowiązek jest jak "argument nie do odrzucenia" Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dura lex, sed lex... Prawo jest prawem.
    Gdyby wszyscy przestali odprowadzać składki, każdy z nas musiałby wziąć na utrzymanie swych rodziców czy dziadków. Nawet mnie brakuje wyobraźni, żeby się zmierzyć z tym tematem!

    Odprowadzanie składek, to oddawanie emerytom tego, co im kiedyś zagwarantowało prawo, to solidaryzm społeczny, a jego ciemna strona jest taka, że znam emerytów, którzy pomagają finansowo swoim czterdziesto- i pięćdziesięcioletnim dzieciom!

    Temat-rzeka.

    OdpowiedzUsuń