sobota, 18 lutego 2012

Sponsoring, dawniej prostytucja

Na ekrany kin wszedł film pod tytułem jak wyżej (do przecinka). Filmu jeszcze nie widziałam, chcę się tylko na chwilę zatrzymać nad wywiadami reżyserki, która tłumaczyła, że zauważyła nowe zjawisko.

A co to przepraszam, za nowe zjawisko, kiedy panna bierze kasę za seks?

Co tu jest, do cholery, nowego?

Prostytucja istniała, istnieje i chyba tylko koniec świata jest w stanie jej istnienie zakończyć (może już niedługo, jak przepowiadają rozmaici domorośli wróżbici, powołując się na źródła rzekomo zbliżone do Azteków).

Może chodzi o to, że studentki chcą odróżnić to, co robią od zawodowych dziwek, bo przecież nie stoją na rogu i nikogo nie nagabują, odpowiadają tylko na zapotrzebowanie, które wciąż istnieje i istnieć będzie do końca świata, choć pewnie nie dłużej.

Jest to forma samooszustwa i lukrowania dość obrzydliwego procederu oddawania rzeczy najintymniejszej, swej najbardziej prywatnej sfery za pieniądze.

I nieprawdą jest, panie redaktorze Ziemkiewicz, że kiedyś mężczyzna utrzymujący kobietę musiał być stary. Bywali i tacy "sponsorzy", w Paryżu belle epoque byli i młodzi, żądni przygód ludzie, którzy wydawali góry złota na kochanki, które były kimś na kształt obecnych celebrytek.
Usługa, jak  usługa, ktoś mógłby powiedzieć. Lekarz oddaje swój czas pacjentowi, policjant naraża własne życie, biegając za przestępcami, taksówkarz przez cały dzień czuje na plecach oddech pasażera. Ale to wciąż nie to samo.

Gdzie jest ta strefa? Czy ktoś ją może narysował? Czy jest nią nasze ubranie? A tancerki w kabarecie? A lato na plaży? A zdjęcia modelek w Playboyu?

Ponieważ każdy sam określa, dokąd dopuszcza innych ludzi, prostytutka też ma prawo określić, że takiej strefy po prostu w ogóle nie ma. Woli zarabiać pieniądze w ten sposób niż stać na zmywaku w knajpie. To jest jej cena.

Dla niektórych seks to zabawa, przygoda, a jeśli na dodatek mogę mieć za to kasę, to czym się tu martwić?
Nie zamierzam nikogo nawoływać na ścieżkę cnoty, ja po prostu tego nie rozumiem. Dyspoowanie swoim ciałem w celu zarobienia pieniędzy wydaje mi się pożałowania godne, bo wielokrotne włażenie obcych ludzi w najbardziej intymną sferę doznań nie może nie pozostać bez wpływu na psychikę osoby, która wybiera takie życie.

Ktoś tłumaczy, że "lubią to robić". Podobno teraz kobiety mają prawo do dysponowania sobą i swoją seksualnością. Czasy się zmieniają, a ja pozostaję staroświecka.
Nie ma dla mnie takiego ciucha, ani takich butów, ani takiego głodu, który zmusiłby mnie do dysponowania w ten sposób moim ciałem.

Myślę o poczuciu własnej wartości, które więdnie w dziewczynach, jeśli nie mają na tyłku modnych ciuchów. Coraz częściej tak zachowują się też całkiem młodziutkie dziewczyny, gimnazjalistki "zaliczają" chłopaków tylko dlatego, by pochwalić się przed koleżankami, że "wyhaczyły ciacho".

Jeśli intymność w gimnazjum sprowadza się do "wyhaczenia ciacha", to czemu u licha podczas studiów ma się zostać mniszką?

Problem polega na tym, że są rzeczy, które nie powinny mieć ceny, bo jeśli ją mają, to znaczy, że sprowadzamy imponderabilia do poziomu bazaru. I nie mówcie mi, że tu z człowieka wychodzi zwierzę, a seks nie powinien być poddawany rygorom mieszczańskiego świata.
Właśnie widzimy to rozluźnianie się rygorów. Bóg umarł i już nie ma kto nas pilnować. W świecie, gdzie wszystko można, człowiek nie mamy się na czym wesprzeć. Hierarchie i prawa utrudniają życie w takim samym stopniu, w jakim je ułatwiają. Skoro ty możesz kraść, tobie też mogą.

Życzę dziewczynom, które dają się sponsorować, aby nigdy nie zrozumiały, że prostytucja to prostytucja, nawet w różowym szlafroczku i na wycieczce w Egipcie.

Same określiłyście swoją wartość. Ja tam wolałabym zmywać gary.

Rzekłam.

8 komentarzy:

  1. Pani Małgosiu, chyba "nadajemy na podobnych falach" bo w pełni podzielam Pani zdanie. Pozdrawiam z Chełmży
    Bardzo miło wspominam Pani spotkanie autorskie w listopadzie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam, tak bardzo miło wspominam to spotkanie w chełmżyńskiej bibliotece i magiczny rynek tuż obok jeziora. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. No to ja też chyba jestem staroświecka!

    OdpowiedzUsuń
  4. Amen :) Nic dodać, nic ująć. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Pani Małgorzato, właśnie zaczynam przygody z Pani książkami:) zaczynam oczywiście od 1 tomu "Cukierni...". Jestem pod ogromnym wrażeniem tej książki i już nie mogę się doczekać, kiedy dostanę do ręki tom 2. Jakże się cieszę, że znalazłam Panią w wirtualnym świecie i będę mogła trochę tu PAnią podczytywać. To niezwykle cenne dla czytelników móc obcować nie tylko z dziełami autora, ale także z jego wyrażaniem siebie i swoich myśli nawet na blogu:)
    Co do Pani zdania nt. tzw. sponsoringu. Ma PAni rację to tylko trochę mniej nacechowana emocjonalnie nazwa prostytucji. Nie wiem, co pcha dziewczyny do czegoś takiego. Dziękuję Bogu, ze nigdy nie musiałam mieć dylematu życiowego, który czasem takimi dziewczętami kieruje. Aczkolwiek wolałabym stać na zmywaku lub zostać sprzątaczką niż tak zniszczyć sobie życie, a zwłaszcza najpiękniejsze lata młodości.
    Pozdrawiam z pachnącego wiosną Wrocławia:)

    OdpowiedzUsuń
  6. http://dotykszczescia.bloog.pl/
    pomiędzy jednym klientem a drugim też zmywam gary....

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiele rzeczy, jakie teraz robimy dla pieniędzy, wcześniej miało inne znaczenie. Człowiek nie ma emocjonalnego podejścia do innych, zaspokaja potrzebę i wraca do własnego życia. Sponsoring jest odmianą, ale tylko odmianą starego zawodu.

    OdpowiedzUsuń