niedziela, 15 września 2013

Cała para w gwizdek, czyli o psuciu wszystkiego

Pochodzący z greckiego przedrostek "para", oznaczający "coś jakby", "niby", "prawie", robi zadziwiającą karierę. Telewizja odkryła bowiem nieoczekiwaną właściwość swej publiczności, znaną już i cytowaną przeze mnie dawno pod nazwą prawa Kopernika, tę mianowicie, że produkt gorszej jakości naturalną koleją rzeczy wypiera produkt lepszy.
Kiedy po raz pierwszy rzuciłam okiem na jakąś nowelę paradokumentalną, nie byłam w stanie uwierzyć, że taki śmieć ktoś w ogóle dopuścił do emisji! Dziś z nie mniejszym zdumieniem czytam w gazecie długi i złożony z podpierania się badaniami i rozlicznych cytatów artykuł o tym, że telewizje produkują tanią tandetę z tej przyczyny, że takie jest zapotrzebowanie społeczne.
"Widz jest mądrzejszy od nas" - coś w tym sensie mówi Nina Terentiew, kobieta wielu niewątpliwych zasług, i owym jednym zdaniem traci u mnie cały swój autorytet.
Otóż widz nie jest i nigdy nie będzie mądrzejszy od nas, czyli ludzi zajmujących się teoretycznie i praktycznie sztuką! Widz, czytelnik, słuchacz, najchętniej wybiera rąbankę, jelenia na rykowisku i paradokument przypominający, jak było na grillu u Stacha, bo tylko z takim rodzajem sztuki ma na co dzień do czynienia.
Większości z nas ani dom, ani szkoła, ani środowisko nie przygotowały do świadomego odbioru sztuki, a kiedy przyszły czasy zarabiania pieniędzy, wszystkie firmy i instytucje ochoczo zrzuciły z pleców jarzmo misji, twierdząc naiwnie, że kierują się zapotrzebowaniem rynku.
Jasne, do biznesu nikt nie chce dokładać, nie należy się jednak przy tej wątpliwej, w niczym nieprzypominającej sztuki, działalności podpierać demokracją, badaniami czy mądrością ogółu, bo ogół mądry nie jest, demokracja tworzyła wielką sztukę jedynie w starożytnych Atenach, a badania dają taki wynik, na jaki jest zapotrzebowanie.
Telewizje więc, wydawcy, emitenci muzyki patrzą wyłącznie na wpływy. Przypominają mi w tym matkę, która daje dziecku bułę albo kukurydzianego chrupka  i cieszy się, wioząc w wózku tłuściutkiego aniołka zajętego żuciem.
Karmienie społeczeństwa produktami zastępczymi, mającymi tyle wspólnego ze sztuką, co odpustowy pierścionek z czerwonym oczkiem ma wspólnego z wyrobem jubilerskim, daje efekty na każdym kroku. Nasze miasta są koszmarne, nasze domy są brzydkie, bo nikt nas nie uczy, co to jest piękno. Piękny jest pieniądz i architekt zaprojektuje ci takiego gargamela, jakiego sobie zażyczysz. Chcesz mieć dworek polski? Pałacyk Królewny Śnieżki? Budę z beznadziejnym frontem, gdzie nie widać myśli przewodniej, a symetria jest pojęciem nieznanym? Voila, ile to roboty?
Nikt nas nie uczy ubierać się tak, byśmy nie stawali się pośmiewiskiem dla innych, to też sztuka. A jeśli nawet czynione są takie wysiłki, choćby w bibliotekach, domach kultury, to przecież rzekomo nie mamy czasu uczestniczyć w tych zajęciach, bo tyle mamy pracy! Przed telewizorem, bo akurat leci jakiś produkt "para". "Para", czyli "pasożytniczy", "podrzędny", "gorszy".
I nie narzekajmy już na to, co nam w tej masówce oferują. Taką mamy sztukę, jakie społeczeństwo. Kiedyś były chociaż warstwy wyższe, niziny miały się na kim wzorować. Kolejarze chadzali do opery, żeby poczuć namiastkę wielkiego świata. Teraz po śmierci Mrożka przeczytałam w internecie, że nie był wielkim pisarzem, bo "mnie się nie podobał".

O tempora! O mores!
Oto do czego prowadzi schlebianie masom! A przecież demokracja zawsze i wszędzie jest fałszowaniem rzeczywistości, tak w Atenach, jak w Polsce szlacheckiej. Teraz również, bo co z tego, że mamy ten sam jeden głos w wyborach? Nasze możliwości i wpływy nigdy nie będą równe. Będą one często uwarunkowane stanem posiadania, ale również kulturą, którą prezentujemy na każdym kroku od słów, jakich używamy, przez to, co i jak jemy, w co się ubieramy, jak spędzamy wolny czas, jakimi otaczamy się przedmiotami, jaki bierzemy udział w życiu społecznym.
Wszyscy chcielibyśmy uważać się za  potomków dawnej szlachty, dlaczego więc tak chętnie zwalniamy się z obowiązków naszego dziedzictwa, leniwiejąc przed telewizorami, nie czytając lub czytając schlebiające niskiemu gustowi powieści, chodząc na marne filmy, godząc się na chaos w przestrzeni, brud naszych miast, niechlujstwo w mowie naszych dzieci?
Bo tak jest łatwiej?

Strach pomyśleć, jakie świadectwo o naszych czasach pozostawią te obrzydliwe budynki, te  paradokumenty dla bezmózgów, ta śmieciowa literatura...

Rzekłam.