wtorek, 25 września 2018

Najsłabsze ogniwo

Niedaleko mojego domu trwa remont ścieżki rowerowej. Biegnący obok niej chodnik jest już po remoncie. Ścieżka czeka na wylewkę asfaltową, na razie została wysypana drobnym kamieniem, który już ubito.

Często chodzę tamtędy na spacery z psami i - czy bardzo Was to dziwi? - za każdym razem, kiedy zbliża się rowerzysta, mija mnie, jadąc po chodniku.

Ile by go kosztowało zjechanie na ścieżkę i bezpieczne wyminięcie mnie bez narażania zdrowia mojego, moich psów, swojego własnego wreszcie? Wszak pies może w każdej chwili wykonać niekontrolowany ruch, który zagraża nie tylko jemu samemu, ale również rowerzyście.

Z tego powodu wciąż się za siebie oglądam, chociaż przecież idąc chodnikiem nie mam obowiązku dbać o bezpieczeństwo, jestem chroniona prawem.

Tak sobie dziś rano o tym myślałam, po czym przeszłam na drugą stronę ulicy, aby wyrzucić do kosza to, co wszyscy właściciele psów obowiązani się zbierać po swych pupilach.

Ulica jest ruchliwa, przejście dla pieszych prowadzi nie tylko na drugą stronę ulicy, ale też na przystanek kolejki podmiejskiej. Tu się zawsze czeka, aby się bezpiecznie przeprawić, bo nie ma świateł, które by regulowały ruch.  

Doczekałam się chwili, gdy ruch samochodów na chwilę ustał. Przeszłam razem z psami i zaraz musiałam wrócić na swoją stronę. Byłam już w połowie ulicy, kiedy za moimi plecami usłyszałam stuk i idąca naprzeciwko mnie piesza, która mnie właśnie minęła, przez uderzenie samochodu została dosłownie wyrzucona w górę. Po kilku sekundach upadła na wysepkę pomiędzy jezdniami.

Stałam na drugiej stronie i drżącymi rękoma wybierałam numer 112. Broda mi się trzęsła, nie potrafiłam składnie się wyrażać, ale udało się wezwać karetkę, która przyjechała względnie szybko. Przy poszkodowanej, młodej kobiecie, pochylali się już dwaj przechodnie, nie było krwi, ale ona płakała, z pewnością obrażenia nie były błahe. 

Sprawca wypadku zatrzymał się na poboczu i zdezorientowany chodził pomiędzy swoim samochodem, a leżącą na jezdni kobietą. 

Pieszy jest najsłabszym ogniwem łańcucha komunikacyjnego, dlatego musimy jako piesi bardzo uważać, bo zagrażają nam nie tylko rowerzyści, którzy uważają się za uprawnionych do jazdy chodnikiem, ale i kierowcy aut, którzy lekceważą zasadę, że powinni przepuścić pieszego idącego po pasach.

Nigdy nie myślcie, że auto zatrzyma się i was przepuści! Kierowca być może sprawdza właśnie wiadomości w swej komórce. Obserwowani przez mnie rowerzyści robią to nagminnie! 

Stosujcie zasadę ograniczonego zaufania i przechodźcie przez jezdnię tylko wtedy, kiedy macie pewność, że nic Wam nie zagraża. Jeden nieuważny krok może Was pozbawić sprawności, a nawet życia!




środa, 8 marca 2017

Smutne święto, czyli co nam po 8 marca

8 marca to smutne święto. Lata mijają, nic się nie zmienia. O, przepraszam, kwiaty się zmieniają. I prezenty. Dziś goździk i rajstopy podarowane kobiecie z tej okazji mogłyby zostać w najlepszym razie uznane za oldschoolowy żart. W najgorszym skutkować policzkiem lub rozstaniem. 

Ale nie o kwiaty i prezenty chodzi, a o to, że ponad sto lat zabrało nam, kobietom, dreptanie w miejscu. Czy coś się zmieniło? Nic. Chciałyśmy równouprawnienia? Zostałyśmy przywalone dodatkową pracą. Kiedyś facet musiał utrzymać rodzinę, dziś już nikt tego odeń nie wymaga. Przecież kobiety chcą równouprawnienia!

Tak, kobiety chcą równouprawnienia, chcą, aby pracodawcy płacili im stawki równe mężczyznom, żeby ojcowie nie bali się brać urlopów ojcowskich (bo nie tacierzyńskich przecież!), żeby czuli potrzebę przebywania z dziećmi nie tylko od święta.

Tymczasem nawet 8 marca panowie są przez nas obsługiwani! Kwiaty? Prezenty? Dobre słowo? To wszystko miłe, jednak to nie wszystko! 

Dlaczego w całym świecie dziś, 8 marca 2017 roku, ponad sto lat od pierwszych obchodów tego święta, kobiety czują się w obowiązku wyjść na ulice? Dlaczego z uwagą studiują sukces Islandek, które pewnego dnia porzuciły swoje stanowiska pracy?

Bo świat, choć dzielimy go po równo na część męską i damską, wciąż - i to nawet coraz bardziej - staje się męski!

Mężczyźni wykorzystują nasze dobre wychowanie i poczucie obowiązku. To my mamy zrezygnować ze swoich ambicji, aby oni mogli wygodnie żyć. To od nas oczekuje się pracy na dwóch etatach, podczas gdy im wystarcza jeden. Nie wskazujcie wyjątków, zawsze się takie znajdą. Mówimy o głównym nurcie i tym, co jest przypisane i oczekiwane od mężczyzny i co jest przypisane i oczekiwane od kobiety. 

Kobiety muszą więcej, ale wolno im mniej. Pojawiają się nawet głosy, że są mniejsze i słabsze, dlatego powinny mniej zarabiać. Mówi to europoseł! Cóż za zabawna argumentacja, zaiste niegodna człowieka myślącego. 

Ale my, kobiety, nie tylko jesteśmy przywiązane do ról sprzed stu lat, prawo, które stanowią w większości mężczyźni, konserwuje tę sytuację, zaglądając nie tylko do naszych portfeli, ale również do sumień. Mężczyźni są większością w naszym parlamencie i to oni decydują, jak mamy żyć, jak wychowywać nasze dzieci i jakiemu prawu podlegać. 

Dlatego dziś kobiety są zmuszone, by wyartykułować swój głos, wykrzyczeć sprzeciw wobec władzy zapatrzonej we własny interes, której nie zależy na równouprawnieniu, a wyłącznie na zatrzymaniu kobiet w domach. Musimy podważyć autorytet władzy, która nienawidzi i boi się kobiet i usiłuje zmienić nasz kraj w ręcznie sterowaną maszynkę do głosowania. Która skłóca nas, wybierając sobie beniaminki i wrogów. 

Ale wyjście na ulicę to zaledwie początek procesu. Partyzantka nie wystarczy. Musimy odstawić w kąt odkurzacze, wyłączyć pralki, posadzić dzieci na kolanach mężów i zabrać mężczyznom ten kawałek władzy, który czyni z nich panów świata. 

Skoro - rzekomo - mamy równouprawnienie, niech władza będzie sprawowana po równo! 

Nie ma się co łudzić, ten proces sam nie nastąpi. Wymagać to będzie od nas odejścia od kuchni i łóżeczek dziecięcych. Musimy znaleźć mężczyzn, którzy rozumieją, że obecny świat, to świat straszliwie niesprawiedliwy, musimy wychować naszych synów na partnerów, którzy naprawdę kochają swoje kobiety i w imię ich rozwoju są gotowi uczestniczyć w życiu domowym. 

Jest tylko jeden sposób, aby świat stał się bardziej kobiecy - musimy odstawić garnki i schylić się po władzę. W osiedlu, dzielnicy, w mieście, gminie, powiecie, województwie, kraju. Jeśli tego nie zrobimy, będziemy biadolić przez kolejne sto lat. 

Kobietom nie brakuje rozumu, jak chcieliby niektórzy politycy. Ale tylko solidarne, możemy cokolwiek osiągnąć. Dlatego wyjdźcie dziś z domów i dołączcie do kobiecych marszów. Pokażcie, ile nas jest!

Rzekłam.          

poniedziałek, 21 listopada 2016

Gucia, czyli pies z obrazu

Zobaczyłam ją na Allegro. Stojąc słupka prosiła o imię. Pomyślałam: Mój Boże, taki piękny pies jest bezdomny? Nie zastanawiając się wylicytowałam imię Gucia i objęłam suczkę wirtualną opieką. 




Jednak widok tego uśmiechu i języka, tej żywotności i jej uroda nie dawały mi spokoju. Schronisko zaczęło szukać domu dla Gutki, ale decyzja o adpocji nie była łatwa. Mam już dwa psy, nie mam natomiast trzeciej ręki... Jednak kiedy po Gucię ustawiła się kolejka, ostro stanęłam do walki. Dziękuję z tego miejsca pani Karolinie, że ustąpiła.   



Podczas wizyty zapoznawczej w schronisku w Korabiewicach, dokąd zawieźliśmy nasze suki Milkę i Neskę okazało się, że Gucia jest maleńka! Przy sznaucerce-olbrzymce i goldence wyglądała jak mikrusek. Na szczęście moje psy nie wykazywały agresji i po kilku tygodniach Gucia przyjechała do naszego domu. 





Wydawało się, że wszystko dobrze się układa, ale szybko przekonałam się, że adopcja to nie tylko kwestia dobrej woli, chęć opieki, czas jaki chcesz podarować psu. Gutka raz po raz zaskakiwała nas zachowaniami obiegającymi od tych, do których zdążyliśmy przywyknąć. Była lękliwa, często odmawiała jedzenia, wylizywała się, chowała, nie chciała wyjść na spacer, podczas choroby chowała się w najodleglejszych kątach domu, a jedną noc spędziła na ogrodzie, bo znalazła taką kryjówkę, której nie potrafiłam zlokalizować!
Te problemy powoli mijają, a ostatnio spotkało nas zaskoczenie. Ktoś zwrócił mi uwagę, że Gutka, którą uważaliśmy za mieszańca, ma cechy rasy kooiker. Ten pies, najmniejszy pies myśliwski, płochacz holenderski uwieczniony został na wielu obrazach malarstwa niderlandzkiego, choćby arcydziełach Rembrandta czy Jana Steena.. 








A tu fragmenty filmu o Wilhelmie Orańskim, który również hodował kooikery! 


Swoją drogą, wzruszające jest miejsce, jakie malarze dają psom na swych płótnach.

Przy okazji zachęcam Was do ustanowienia choćby najdrobniejszego przelewu stałego dla którejś z fundacji opiekujących się bezdomnymi zwierzętami. 

Dixi.

czwartek, 4 sierpnia 2016

Znamy już wartość książek przekazanych bibliotece w Woli Rębkowskiej!

Jakiś czas temu otrzymałam z Woli Rębkowskiej szczegółowy spis książek podarowanych tej bibliotece w ramach konkursu "Wójt Przyjacielem Biblioteki", z którego możemy dowiedzieć się, jaka była ich wartość. 

Otóż dzięki uprzejmości wydawców zebrałam 195 książek na łączną kwotę 7055,19 PLN.

mga


czwartek, 21 lipca 2016

Finis coronat opus.




Drodzy,
Mimo złamanego palca zakończyłam wczoraj pakowanie dyplomów dla wyróżnionych wójtów. Dziś wysyłka i mam nadzieję radość w gabinetach Waszych włodarzy. Cieszę się, że są biblioteki, które mają wsparcie sołtysów, wójtów i burmistrzów. Oby co roku było ich więcej! Dziękuję wszystkim uczestnikom, a zwłaszcza bibliotekarkom i dyrektorom bibliotek za przygotowane prezentacje. Życzę Wam wielu pięknych chwil w pracy i sukcesów na niwie promocji czytelnictwa!

Małgorzata Gutowska-Adamczyk

wtorek, 21 czerwca 2016

Z wizytą w Woli Rębkowskiej

20 czerwca przygotowałam pakiet moich książek, a 21 czerwca rano wyruszyliśmy do Woli Rębkowskiej, aby przekazać dary zwycięskiemu wójtowi.


Bibliotekarki ochoczo wypakowywały książki z samochodu.


A potem chętnie zapozowały na tle osiemnastu stosików.


Na wójta czekały już dyplom i jego książki.


Pan Marcin Kołodziejczyk, wójt gminy Garwolin zjawił się punktualnie. Wyglądał na zadowolonego. Wszystkim zresztą dopisywały humory.


Podczas spotkania była obecna pani Danuta Kalinowska, która poinformowała bibliotekę o konkursie i zachęciła panią dyrektor do wzięcia w nim udziału.


Na spotkaniu pojawiła się też moja młoda fanka.


Dziękuję wszystkim bibliotekom, które zechciały wziąć udział w konkursie. Mam nadzieję, że w przyszłym roku będziemy kontynuować poszukiwania wójtów, którzy są przyjaciółmi bibliotek. Dziękuję wydawcom za dary, Agencji 21 i Katarzynie Fernik-Jurek (Clev-Art) za logo, Polskiej Izbie Książki za patronat i pomoc w dystrybucji dyplomów, które zostaną w najbliższym tygodniu rozesłane do wszystkich zgłoszonych wójtów. 

Tutaj można odsłuchać audycji Teresy Drozdy z RDC, która odbyła się 20 czerwca i w której rozmawiałyśmy o konkursie "Wójt przyjacielem biblioteki". 


środa, 1 czerwca 2016

Nagroda Wolters Kluver dla zwycięskiego wójta.

Wydawcy bardzo serio potraktowali konkurs "Wójt Przyjacielem Biblioteki" i oto dociera dziś do mnie paczka z wyborem publikacji dotyczących działalności samorządowej - nagroda wydawnictwa Wolters Kluver dla zwycięskiego wójta. Mam nadzieję, że ucieszy obdarowanego i przyczyni się do wzrostu skuteczności jego działań. Panu prezesowi Włodzimierzowi Albinowi, którego pomysłem było obdarowanie również wójta, moje serdeczne podziękowania!