Mieszkańcy Siemianowic Śląskich dość mają Karola Świerczewskiego, jako patrona jednej ze swych ulic i chcieliby się go pozbyć. Dziwne, że tak długo zwlekali, bo większość Świerczewskich tuż po 1989 roku wyrugował Piłsudski. Wtedy nikt się nie zastanawiał, było oczywiste, że ktoś z takim życiorysem nie powinien być patronem żadnej z ulic. Ale cóż, stało się, siemianowiczanie przegapili najlepszy moment.
Czy jednak są skazani na podawanie adresu ze Świerczewskim? Wydawałoby się, że to drobny zabieg administracyjny. Ulica nie jest długa, ma może z kilometr i rzeczywiście dziwnie wygląda wciąż nazwana imieniem komunisty i alkoholika winnego śmierci nie tylko wrogów politycznych, ale i własnych żołnierzy.
Tymczasem Urząd Miasta mnoży przeszkody twierdząc, że koszt takiej zmiany to - uwaga! - siedemset tysięcy złotych! Trudno uwierzyć, skoro wciąż w różnych miastach takie zmiany na wniosek mieszkańców się dokonuje. Przedstawiciel urzędu sugerował dziś w Programie III PR, że te pieniądze można by wydać na jakiś lepszy cel.
Naturalnie. Organizm społeczny miasta to worek bez dna. Każde pieniądze można w nim utopić, nie każde akurat słusznie i dobrze, że się urząd nad takimi sprawami zastanawia. Jest ciężko, a będzie jeszcze ciężej. Zarządzanie miastem to nie bagatelka.
Pytanie tylko, czy gdyby ktoś przyszedł do urzędu z pieniędzmi (powiedzmy siedmiuset tysiącami) i zażyczył sobie, aby w Siemianowicach Śląskich zmieniono ulicę Świerczewskiego na powiedzmy Goeringa, urzędnicy by na to przystali? Zapewne nie, bo odpowiadają też za godność mieszkańców miasta. Rozumiem zatem, że mają jakąś skalę godności, według której oceniają patrona ulicy pod względem jego użyteczności społecznej.
Czy zatem chcielibyście Państwo, urzędnicy z Siemianowic, aby Wasze dzieci uznały Karola Świerczewskiego za wzór godny naśladowania? Może przeczytajcie jego życiorys, choćby w Wikipedii i zastanówcie się, czy przypadkiem nie przynosi Wam ujmy utrzymywanie nazwy ulicy Świerczewskiego ćwierć wieku po obaleniu w Polsce socjalizmu?
Dixi