piątek, 28 sierpnia 2015

PIS, czyli monopol na ortografię

Szczególnym pesymizmem nastraja mnie wczorajszy incydent z panią profesor Krystyną Pawłowicz. Otóż na swym profilu facebookowym zrobiła do dziś niepoprawiony błąd ortograficzy, a na głosy wołające o poprawność językową nie tylko wyzwała swoich oponentów od lewakow, ale jeszcze na dodatek ona sama (lub ktoś, kto prowadzi jej profil) skomentowała całą akcję w ten oto sposób (pisownia i interpunkcja oryginalne):

UFAKA,trokie leminki i lefaki,jak to miło ficieć Fasze rostykotane nerfy.Pan Kuśniar jest teko fart...A teraz,trokie leminki,pora fsionść prysznic i spać.Wszystkich Fas s serca postrafiam.Fasz Poseł Krystyna Pawłowicz...P.S.To sopaczenia pszy urnah fyporczyh 25 pascie


Nie ukrywam, że nie jestem wyborcą PIS, chciałabym jednak, aby posłowie i posłanki tej partii nie obrażali mnie i nie robili sobie żartów z języka kraju, o którego historię rzekomo tak usilnie walczą! 

Historia związana jest nierozerwalnie z językiem, ten język i dzieła w nim zapisane, odróżniają nas od innych narodów. Kiedy więc poseł partii, która aspiruje do rządzenia krajem nie tylko robi błąd, ale jeszcze w niewybredny sposób krytykuje purystów językowych, za jednym zamachem sprowadzając ich do grona swych politycznych wrogów, daje tym samym sygnał, że dla tej partii i jej akolitów nie ma świętości. A raczej świętością jest tylko to, co za świętość sami arbitralnie uznają. Ortografia do świętości jednak nie należy.

Nie można walczyć o prawdę historii bez walki o czystość języka.

Pani Profesor ośmieszyła się w moich oczach i naraziła na dezaprobatę. Nie tylko nie potrafiła po cichu poprawić błędu (wszak wszyscy jesteśmy omylni), ale na dodatek, jak ją być może nauczyli partyjni spin doktorzy, broniąc swej racji, udowodniła, że nie ma w niej ani krzty pokory i dobrego wychowania.

To zabawne, bo kwestie ortograficzne erystyce nie podlegają. Nie wystarczy, jak w cytowanym wyżej przykładzie sprowadzić sprawę do absurdu, aby kwestii odebrać całą jej powagę. Profesor uniwersytetu (przykro mi, że Warszawskiego), nie ma prawa do używania takich metod w walce politycznej! 

Gdzie godność profesora i posła, pytam? Czego pani uczy swoich wyborców, zachowując się jak źle wychowana gimnazjalistka? 

Ta historia przypomina mi przygodę, jaką moja siostrzenica miała na lekcji angielskiego. Gdy poprawiła nauczycielkę, która zrobiła błąd, ta odpowiedziała:
- Tak, ale teraz nauczymy się w ten sposób!

Raz nauczone, dzieci zapamiętają przykład z błędem. Tak, jak być może panią profesor w szkole w Wojcieszowie późnych lat pięćdziesiatych, ktoś nauczył z błędem mówić słowo "wziąć". 

Raz zapamiętany błąd jest niezwykle trudny do wyplenienia. Pani Profesor nie wystarczyły lata nauki w liceum, studia i habilitacja, wreszcie profesura. 

Zastanawiam się, co i ile czytała, że przez ponad pięćdziesiat lat nie zwrócila uwagi na błąd popełniany przez siebie w tym popularnym przecież słowie. 

Gorsze jednak jest to, że na takie zachowanie pozwala jej trudna do zaakceptowania buta formacji politycznej, do której należy. PIS-owi wydaje się, że w ferworze walki można dziś wszystko zdeptać. Jutro się odbuduje. 

Raz utracony, szacunek dla wizerunku nie pojawia się automatycznie, trzeba latami nań pracować. Chyba, że się pracować nie chce, chyba że się lekceważy te grupy społeczne, które są w stanie rozpoznać błąd i którym zależy ma czystości języka. 

A w takim razie - plwajmy na tę skorupę, na nas zagłosują ortograficzni ignoranci.

Rzekłam.