wtorek, 28 grudnia 2010

O komunikacji

Kiedyś ludziom dużo czasu zabierała  komunikacja.

Zarówno przesyłanie wiadomości, jak i przemieszczanie się, trwało i trwało. Co prawda poczta takiego choćby Królestwa Polskiego zapewniała dostarczenie pilnego listu z Warszawy do Paryża w dwie doby, co nawet dziś robi wrażenie, ale wysłać wiadomość do Paryża możemy teraz w tej samej chwili, gdy skończymy ją pisać.

Jeden z moich ulubionych pisarzy, Jean d'Ormesson, powiedział kiedyś, że czas znacznie przyspieszył, od kiedy koń przestał być głównym sposobem pokonywania przestrzeni.

Teraz, dysponując pociągami, samochodami i samolotami w ciągu jednego dnia możemy się przemieścić na inny kontynent. Komunikacja jednak wciąż zabiera nam bardzo dużo czasu.

Zaryzykowałabym twierdzenie, że coraz więcej, poszerzył się bowiem znacznie krąg osób, z którymi możemy się kontaktować, a komunikacja nie polega już dziś na przemieszczaniu się w przestrzeni rzeczywistej.

Czy ktoś jeszcze pamięta, jak wyglądał świat przed Internetem?

Co ludzie wtedy robili z czasem? Chodzili na pocztę? Stali w oknie, czekając na listonosza?

Pamiętam codzienne zaglądanie do skrzynki na listy po powrocie ze szkoły. Ile w tym było nadziei na wieści ze świata...
Był to czas, kiedy nie zapychały jej same rachunki i reklamy. Czekałam na listy.

Jeszcze dawniej kontakty były oczywiście znacznie bardziej bezpośrednie. Towarzystwo siedziało przy kominku, ktoś czytał na głos, rozmawiano, panny uczyły się cierpliwości, rozplątując kłęby splątanych nici lub haftując monogramy na chusteczkach.
W salonie panował półmrok, bo światło przed wynalezieniem elektryczności było drogie.

Dom iskrzył się od świateł tylko w święta, wtedy też bawiono się w gry i zabawy, które dziś budzą zażenowanie i - jak się wydaje - przystoją jedynie przedszkolakom.
Żeby wziąć udział w spotkaniu towarzyskim albo balu, jechało się czasem dziesiątki kilometrów, bo świat, choć mniejszy (wszak wciąż się rozszerza), był wtedy jednak bardziej rozległy.

Dziś więcej czasu spędzamy samotnie przed ekranami naszych komputerów, a wysłanie i odebranie komunikatu, to kwestia chwili. Możemy być wszędzie, nie ruszając się z miejsca.
Świat się skurczył, a ograniczenia stawia nam jedynie znajomość obcych języków i kultur.

Ale to nie jedyna i chyba wcale nie najważniejsza zmiana.
Rewolucyjna różnica tkwi w fakcie, że dzisiejszy świat powoli zatraca prywatność przekazu.
Kiedyś tajemnica korespondencji była rzeczą świętą, pamiętniki chowało się pod poduszkę lub do głębokich, zamykanych na klucz szuflad.

Teraz strzeże się już chyba tylko wielostronicowe teksty umów korporacyjnych. Wszystko inne jest do wglądu, a  wartość komunikatu często polega jedynie na jego jawności.

W przestrzeni wirtualnej jest to bowiem jeden z niewielu dowodów na istnienie autora.
"Mówię, więc jestem" z powodzeniem zastępuje więc dawne "Myślę, więc jestem".

Kiedyś, żeby dostać prawo do publicznej wypowiedzi, trzeba było dowieść, że ma się coś do powiedzenia. Dziś tysiące ludzi każdego dnia dowodzą, że są głupi, jak komentarz na Onecie.

Tak działa demokracja w mediach. Coraz trudniej oddzielić ziarno od plew.

Ale czasem warto próbować.

Rzekłam.

1 komentarz:

  1. Ja pamiętam, jak wyglądał świat bez internetu. Miał plusy i minusy, wiadomo. A z komentarzami, szczególnie na onecie, jeszcze się nie oswoiłam i pewnie nigdy się do nich nie przyzwyczaję. Ani do bezinteresownego okrucieństwa wobec 'znanych ludzi', mam nadzieję, że nadejdzie taki dzień, że takie zachowanie będzie passe

    OdpowiedzUsuń