Dziś w radiowej Trójce audycja o anonimach i wniosek, że Polacy się nie lubią, zazdroszczą innym i stąd te rzekomo prospołeczne zachowania.
Bardzo cienka granica dzieli zachowania godne pochwały od tych nagannych. Nie jestem etykiem, toteż biorę takie rzeczy na wyczucie. Ale i wyczucie nie wystarcza, by ocenić czyjeś zachowanie. Trzeba mieć wiedzę. Tymczasem wiedzy o drugim człowieku na ogół nie mamy.
Oceniamy pochopnie, biorąc pozory za pewniki.
Oceniamy innych tak, jak sami nie chcielibyśmy być oceniani.
Zwłaszcza przykro jest, kiedy się okazuje, że chcąc dobrze, zrobiło się komuś krzywdę.
Myślę o zbyt wielu przypadkach rodziców pozbawionych prawa do sprawowania opieki nad dziećmi z powodu błędnego wyroku sądu.
Smuci mnie także, że jesteśmy wobec siebie tak bardzo nieufni. Nieufne są urzędy wobec obywateli, nieufni są nauczyciele wobec uczniów, nieufni sąsiedzi wobec sąsiadów, nieufni pracodawcy wobec pracowników, nieufni sprzedawcy wobec klientów, nieufni rodzice wobec dzieci.
Ta nieufność nie bierze się jednak znikąd. Wielu z nas, jako obywatele, klienci, uczniowie, dzieci uczciwie (lub nieuczciwie) na nią zapracowało.
Ponieważ etyka jest dziś ostatnią z cenionych wartości, chcemy być bowiem przede wszystkim skuteczni, nie dziwmy się, że inni podejrzewają nas na każdym kroku o chęć popełnienia przestępstwa.
Zastanawiam się, czy jest jakieś wyjście z tej społecznej matni i - szczerze mówiąc - poza osobistym przykładem - nie widzę żadnego.
Czy bowiem rodzice mają uczyć swe dzieci zaufania wobec obcych? Czy mam was namawiać, abyście zlikwidowali kraty w oknach? Czy mogę mojej mamie pozwolić na udział w loteriach SMS-owych?
Polak Polakowi nie ufa. Gdzie jest granica nieufności? Nie wiem.
Ostatnio doświadczyłam nieufności na własnej skórze i w miejscu, gdzie nie spodziewałam się jej spotkać.
Kelnerka, obsługując nas w cukierni, zażądała najpierw opłacenia rachunku, a dopiero potem zamierzała nam przynieść zamówienie.
Powinno mnie to rozśmieszyć, powinnam wyjść oburzona, zabierając moich gości, zdumiennie jednak wzięło górę i nawet nie zrobiłam jej awantury, tylko potulnie zapłaciłam ten wielki rachunek: sto złotych!
Na sali oprócz nas: trojga dorosłych i dwójki dzieci była tylko jeszcze jedna matka z dzieckiem i jakaś zajęta sobą para. Nie zachodziła więc obawa, że zjemy nasze desery i po cichu uciekniemy.
Co kierowało kelnerką? Czyżby obawiała się, że zwiniemy się nie płacąc stu złotych?! A cóż to jest za suma? - pomyślałam. Czy warto się dla niej narażać?
Kilka dni wcześniej, w tej samej cukierni nikt ode mnie nie żądał zapłacenia rachunku przed konsumpcją.
Ale może tak, może to jest kwota, której kelnerka nie chce dokładać do utargu z własnej, zapewne niewielkiej pensji. Może ktoś ją do tego zmusił, nadużywając jej zaufania?
Czegoś się nauczyła, jednak jej nie zazdroszczę.
Z takim nastawieniem będzie sobie szukała wrogów tak długo, aż ich wreszcie znajdzie.
Bo według mnie zaufanie skutkuje próbą zasłużenia na zaufanie.
Tak przynajmniej powinno być.
A może tylko ja jestem naiwna?
No i proszę, dziś życie dopisało swoją pointę do mojego wczorajszego wymądrzania się. W biały dzień, o godzinie ósmej rano w parku nieopodal dużego warszawskiego szpitala przy Szaserów, napadł na moją siostrę idącą obok mnie jakiś bandzior i szarpiąc się, zerwał jej z szyi pamiątkowy złoty łańcuszek.
Sytuacja banalna, gdy zdarza się komuś innemu. Nawet nie zdążyłyśmy pomyśleć o obronie. Zresztą byłam przekonana, że może mieć nóż i ugodzić moją siostrę, gdyby stawiła opór. Nie poszłyśmy też na policję. Z jednej strony szkoda czasu, łańcuszek się nie odnajdzie, z drugiej, wiadomo że poszkodowany jest w takich razach w gorszej sytuacji niż sprawca.
I jak tu krytykować zamykanie się osiedli, noszenie gazu w samoobronie, nieufność wobec każdego, kto się do nas zbliży?
Z drugiej strony, żal mi człowieka, który w ten sposób musi zarabiać na życie.
Nie jestem mściwa, ale mam nadzieję, że mu krzywda mojej siostry kością w gardle stanie.
Obyś nie zdołał przełknąć tego, co kupisz za ten łańcuszek, łobuzie!
A zresztą i tak już jest ukarany, bo wisi nad nim przekleństwo.
Nie zazna szczęścia, kto czerpie korzyść z krzywdy innych.
Rzekłam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz