Siedmiu na dziesięciu gimnazjalistów zamierza ukończyć studia wyższe. Byłoby się z czego cieszyć, gdyby nie fakt, że młodym ludziom prawdopodobnie chodzi nie o wiedzę, a o papier.
Nie mając pojęcia o świecie, bo wiedzą zaledwie, że fajnie jest być sobą i że seks przedmałżeński jest super, nie robią badań rynku, które pozwoliłyby im dostać w przyszłości pracę, deklarują chęć ukończenia uczelni wyższej, co, jak sądzą, przełoży się na dorosłe życie bez wyrzeczeń.
Nic bardziej mylnego. Może by tak było, gdyby w grę wchodził autentyczny głód wiedzy. Nie oszukujmy się jednak - nie o wiedzę chodzi. Chodzi jedynie o łatwość zdobycia statusu. Statusem jednak zupy się nie orasi.
Tymczasem tegoroczne egzaminy gimnazjalne poszły fatalnie.
To oczywiście wina komisji egzaminacyjnej.
Nauczyciele akademiccy biją na alarm. Nie dość, że młodzież nie ma podstawowej wiedzy oraz kompetencji, to na dodatek brakuje jej kindersztuby i strach od niej czegokolwiek wymagać.
Po pierwsze: uczeń ma praktycznie same prawa, po drugie dziś rodzice nie stoją po tej samej stronie barykady, co nauczyciele.
Kto więc ma młodych ludzi wychowywać? Kto ma im wskazywać wzorce? Internet?
Filozof zapytałby, czy mamy jeszcze jakiekolwiek wzorce.
Na razie wróćmy jednak do marzeń o studiowaniu. Ekonomiści właśnie to bowiem zauważyli, co mnie boli od dawna. Papier ukończenia wyższej uczelni tego i owego, bo takie w gruncie rzeczy są jedynie dostępne dla pięciorga z tej siódemki, może posłużyć wyłącznie do schowania na dnie szuflady.
Na bazarku obsługuje mnie absolwentka studiow humanistycznych. Mogę sobie wyobrazić jej frustrację - stałam kiedyś na jej miejscu. Tyle że nie było w tym przymusu, a wybór, bo sama sobie owo miejsce pracy stworzyłam.
Nikt nie uświadamia młodym ludziom, że rynek ich nie wchłonie i w gruncie rzeczy praca ich rodziców, przekładająca się na czesne jest jedynie utrzymywaniem nikomu niepotrzebnych, oszukańczych uczelni. Wyłudzając pieniądze, szkoły wyższe uczą źle, poza wszelkimi standardami, nie wymagają wiedzy i tolerują obniżający się poziom przygotowania maturalnego.
Tak samo zresztą dzieje się na Uniwersytecie Warszawskim. Brak egzaminów wstępnych, konieczność tolerowania świadectwa maturalnego skutkuje opłakanym wręcz stanem wiedzy studentów.
Czy jednak władzom Uniwersytetu ktoś każe przyjmować wszystkich? Czy nie chodzi aby o pieniądze? O posady profesorskie, o liczebność uczelni?
Czy zatem profesorowie mają prawo narzekać na niski poziom studentów, ochoczo kształcąc przyszłych bezrobotnych?
Jak rozwiązać ten węzeł gordyjski? Gdzie szukać winnego? Kto ma powiedzieć młodzieży prawdę? Jak podnieść poziom nauczania? Czy znów jedyny ratunek w niewidzialnej ręce rynku?
Czy to aby nie należy do państwa, by prognozując rozwój społeczny przewidywał jednocześnie ilu lekarzy, ilu prawników, ilu inżynierów będzie potrzebnych w gospodarce?
Czy jednak nie uznanoby ingerencji państwa w swobodę działalności gospodarczej za powrót do centralizmu gospodarki niesławnej, minionej już epoki?
Swoboda oznacza więc swobodę popełnienia błędu, który nas wszystkich kiedyś będzie drogo kosztował.
Nie wylewajmy tych dzieciaków z kąpielą.
Ja niestety każdego dnia boję się o moją przyszłość. Ile to już osób, które znam, skończyło z bardzo dobrym wynikiem studia muzyczne, miało papierek muzykologa, a teraz jest się bezrobotnym, albo poloniści niemogący znaleźć pracy gdziekolwiek. Ja zamierzam iść na studia muzyczne, na wiolonczelę, ale co dzień zmagam się z pytaniem, czy ma to jakikolwiek sens, jeżeli później mam grać do kotleta, albo siedzieć na bezrobociu?
OdpowiedzUsuńO poziomie teraźniejszych gimnazjalistów, w ogóle uczniów, nie będę się wypowiadać, bo sama jestem jedną z nich. Wiem tylko tyle, że uczymy się rzeczy, które przynajmniej w moim mniemaniu często są niepotrzebne do dalszej egzystencji, albo rzeczy naprawdę ważne musimy zakuć, co, wiadomo jakie przynosi skutki. Chociażby mój tegoroczny przypadek z Wosu. Uczyłam się zawzięcie na każdy test i mam dobrą ocenę na koniec roku, tylko że zauważyłam, że nic z tego przedmiotu nie pamiętam. I to mnie najbardziej niepokoi - w szkole nie da się uczyć inaczej niż za pomocą zakuwania.
Pozdrawiam!
dominika.kaczmarczyk02@gmail.com