wtorek, 28 czerwca 2011

Dewaluacja językowa

Nie będzie o ekonomii, o franku, euro czy złotówce. Będzie - a jakże - o kolejnych błędach językowych Polaków i smutnych wnioskach, jakie stąd płyną.

Że nie potrzebujemy czytać - wiadomo. Znaczna większość społeczeństwa nie tęskni za słowem pisanym. Niesie to przeróżne konsekwencje, w tym również taką, że nie mają słuchu językowego i wiedzy o poprawnej polszczyźnie, wypowiadając się publicznie, strzelają sobie w stopę.

Prezes spółki węglowej, zachwalając swoją firmę przed wejściem na giełdę twierdzi, że sprzedała ona PÓŁTOREJ milarda ton węgla! Nowa firma okulistyczna, reklamując się w ogólnopolskim tygodniku opinii pozwala zamieścić zwrot PÓŁTOREJ roku!

To chyba zbytek podejrzliwości? Tak, czasami można trywialnie użyć zgodności liczebnika i rzeczownika!

Podobnie ma się rzecz z odmianą liczebników zaczynających się od: "dwa tysiące". Jeśli nie wiecie, jak je odmienić, odejmijcie parę lat i spróbujcie zobaczyć, jak odmienialiście zwrot: "w roku 1999".
Bo chyba nie: "w roku tysiącdziewięćsetnym dziewięćdziesiątym dziewiątym"?! Powtarzam to do znudzenia, bo codziennie słyszę błędną odmianę, a czasem można się tylko krzywo uśmiechnąć... 

Brak nawyku czytania i kontaktu z językiem porządnym i czystym, a autorytet mówiącego pada. Ekonomiści, dziennikarze, ludzie z reklamy, nie wystarczą wam sukcesy w waszej branży, jeśli będziecie mówić niechlujnie, jeśli z waszych ust będzie płynął bełkot, na nic się zdadzą doktoraty, szybujące słupki oglądalności i sprzedaży!

Pan Jourdain miał przynajmniej tyle pojęcia, że uczył się mówić, aby wejść na salony. Językowi niechluje inwestują w gadżety, lekceważąc breję, jaka płynie z ich ust i niczym zarazę rozsiewając wokół tandetną polszczyznę.

Oni się nigdy nie nauczą mówić prozą.

I po co się pan wyśmiewał z Jourdaina, panie Molier? Teraz to by pan dopiero miał sobie na kim pohulać!

Rzekłam.

2 komentarze:

  1. Czasami można odnieść wrażenie, że w dzisiejszych czasach ważna jest ilość, a nie jakość. Stąd coraz liczniejsze błędy, a mnie najbardziej rażą te w książkach i w prasie. O ile w tym drugim przypadku potrafię przymknąć oko, o tyle w tym pierwszym błędy mnie rozpraszają i drażnią. Pal licho literówki, czy przestawienia, ale jeśli są to błędy rzeczowe, albo ortograficzne, to dużo ujmują w odbiorze danego dzieła. [Za wszelkie błędy w moim wpisie z góry przepraszam ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach, jakaż ta polszczyzna jest trudna... A książki - jakież nudne! A później ludzie, którzy tak myślą, dziwią się, że jacyś odmieńcy, którzy lubują się w czytaniu książek mówią "w każdym razie", "wziąć", itd., itp...
    Pouczający wpis, należałoby rozesłać go do wszystkich "uczonych"!

    OdpowiedzUsuń