sobota, 28 sierpnia 2010

Śmiecę, więc jestem

Wiocha!

Tym obrazowym i obraźliwym słowem młodzież nazywa zachowania żenujące, zawstydzające, godne pogardy.

Wiochy w mieście jest więcej, niż myślimy, może nawet więcej, niż na wsi.
Wiochą jest pozbywanie się śmieci w lesie.
Nie rozumiem, jaki mechanizm trzeba w sobie uruchomić, żeby wyrzucić śmieci do lasu, na nieużywaną parcelę w mieście albo podrzucić sąsiadowi?

Teraz już wiecie, dlaczego śmietniki przy domach jednorodzinnych są kryte dachem?

Wiosną ktoś podrzucił mojemu sąsiadowi stary telewizor. Nawet nie do śmietnika, ale na trawnik obok jego posesji. To niepojęte w czasach, kiedy kupując nowy, stary telewizor można za darmo zezłomować w sklepie.
Załóżmy, że nie kupujesz nowego, możesz go w tym przypadku oddać w gminie.
Nie znam terminów, bo nie mam telewizora, pralki, lodówki, radia, mikrofalówki, czy innego sprzętu do wyrzucenia.

Nie mam, mam za to jakieś części komputerowe w moim nieprzysłoniętym dachem pojemniku na śmieci. To znaczy miałam, bo dziś byli śmieciarze.

Ja zapłacę za tego ćwoka, który zaoszczędził kilka złotych na podrzuceniu mi swoich śmieci. Wiocha tym się różni od nie-wiochy, że uważa, iż jest sprytna, a jest zaledwie godna współczucia.

Śmieci są problemem, zwłaszcza w dzielnicach willowych. Tu trzeba spłacać kredyt, a śmieci kosztują znacznie więcej, niż w bloku. Tam 14 PLN za miesiąc, tu przynajmniej cztery razy tyle.

Wiocha kombinuje więc na różne sposoby, co zrobić, żeby nie wyrzucać kasy na śmieci, bo trzeba zbierać na nowy telewizor.

Wiocha myśli, że nowy telewizor jest symbolem statusu, podczas gdy symbolem statusu jest mój rachunek za wywóz śmieci.
Mnie na nie stać.

Rzekłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz