środa, 12 grudnia 2012

Gdzie leży prawda, czyli znowu udostępniłam


Im jestem starsza, tym mam więcej wątpliwości.

W zasadzie wiedziałam, że to przyjdzie z wiekiem.

Ale tylko najwięksi filozofowie przyznawali się do tego, że nie wiedzą, co jest prawdą.

Nie staję w ich szeregu, o nie, ciągle jeszcze mam przebłyski świadomości i wydaje mi się, że wiem, a nawet formułuję jakieś opinie na ten czy inny temat.

Sformułuję, rzucę gdzieś komuś pod nogi, a potem zaczynam się zastanawiać, czy aby mam rację?

Oczywiście przyznaję sobie prawo do błądzenia, wszyscy je posiadamy. Dobrze czasem weryfikować własne sądy i mieć odwagę ich odwoływania.

To rzeczywiście dane jest niewielu. Nie każdy potrafi powiedzieć: Przepraszam, myliłem się.

Dziwny to czas, kiedy każdy może ferować publiczne wyroki i oceny. Wydajemy je bez poznania przyczyn, jedynie na podstawie części widzialnych skutków. Nie badamy sprawy, robimy zamęt, piszemy kąśliwy komentarz i czekamy na lajki.

Tymczasem nikła wiedza, jaką posiadamy na temat sprawy powoduje, że łatwo dajemy sobą manipulować. Mimo iż rozproszeni, każdy przed swoim komputerem, jesteśmy dostępni dla żądnych władzy nad tłumem, niczym stłoczeni na sali gimnastycznej w naszej szkole podstawowej i równie łatwi do manipulowania jak uczniowie klasy pierwszej.

Każdy komunikat umieszczony w przestrzeni publicznej jest próbą manipulowania twoim zachowaniem. Czasem jest to namawianie do odruchów humanitarnych, czasem do nabycia produktów, innym znów razem powstaje próba siania zamętu w sieci, aby ruch na łączach przyniósł dochód właścicielowi portalu społecznościowego.

Trzeba sobie z tego zdawać sprawę, bo bardzo łatwo manipuluje się naszymi uczuciami i odruchami.

Tak zwane udostępnianie, ostatnio lawinowa wręcz popularność obrączki z imieniem w środku i rzekomą datą ślubu, wcześniej niby-prawnicze pismo do właściciela portalu i wiele, wiele innych, szlachetne u swych podstaw (ktoś zgubił obrączkę, pomóżmy!), wywołujące odruch solidarności, jest najczęściej taką właśnie manipulacją.

Zdjęcie psa przywiązanego do drzewa przez rzekomego właściciela. Oczywiście napisałam odnośny, pełen wzburzenia komentarz. Znamy przecież cierpienia zwierząt wyrzucanych z samochodów, przywiązywanych w lesie do drzew i pozostawianych na pastwę losu. Nie mamy wątpliwości, co to zdjęcie przedstawia.

Dziś znowu widzę owo zdjęcie, ale myślę już trochę inaczej. Ja też mogłabym zrobić fotografię mojego psa w kagańcu, przywiązanego do drzewa. Potem odwiązać go, zdjąć mu kaganiec i wrócić w największej komitywie do domu. Wy, oglądając to zdjęcie nie pomyślelibyście przecież, że moim celem jest puszczenie w ruch łańcuszka.

Wasze myśli biegłyby stereotypowo: Dorwać tego potwora! Zabić go, przywiązać do drzewa! Zakuć, zakneblować, rozstrzelać i spuścić do klozetu.    

Ale nie wiecie przecież, co było przed, nie wiecie też, co było po.
Nie wydawajcie wyroków na podstawie poszlak.
Nie pozwalajcie sobą manipulować.

Dixi.

 

2 komentarze:

  1. Warto sprawdzać, zanim się puści dalej, to samo dotyczy wiadomości przesyłanych pocztą, gdzie już od wielu lat "gaśnie dziecko" albo "potrzeba krwi", że nie wspomnę o "3 grosze za kliknięcie" i "5 groszy za udostępnienie".
    Zwykle najpierw zaglądam tutaj:
    http://atrapa.net/

    OdpowiedzUsuń
  2. O, dziękuję za podpowiedź! Po to właśnie napisałam ten tekst, abyśmy nie ulegali popędom stadnym. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń