wtorek, 8 stycznia 2013

Bekanie na lans, czyli ćwiczenia słownikowe

Mam na półce ze słownikami pięć słowników gwary uczniowskiej. W trzech z nich nie ma wzmianki o "bece" (mian. l. poj. "beka", od bezokol. "bekać").

Kiedy już poznamy to słowo, źródłosłów wydaje się oczywisty, chodzi wszak o śmiech, a zwrot "beczka śmiechu" znany jest również tym, którzy urodzili się przed 1989 rokiem.
Zatem "beka" to śmiech, może bardziej nawet wyśmiewanie czy obśmiewanie.

Kto bywa tu częściej i zna odrobinę mój dorobek ("Mariola, moje krople!", "Tata, a Marcin powiedział") ten wie, jak bardzo cenię śmiech i poczucie humoru. Z tym ostatnim jednak "beka" ma niewiele wspólnego. Bez zastanowienia, niemal intuicyjnie wiemy, że "beka" to raczej rechot, niż śmiech, a więc żarty nie najwyższych lotów.

Czemu służą takie żarty? Jak większość żartów - wyładowaniu frustracji, pokazaniu się od lepszej strony. Zasygnalizowaniu własnej wyższości.
Śmiejemy się z kogoś, aby wznieść się ponad jego sytuację, uznać się za lepszych. Temu też służy bekanie na lans.    

Czytam dziś w GW, że na Facebooku powstała grupa, której celem jest wyśmiewanie uczniów jednego z liceów. W każdym mieście, nawet niewielkim, zdarzają się szkoły "prominenckie" i te z dziećmi mniej zamożnymi. W pierwszych jest lans, bo rodzice są bogatsi, co czasem przekłada się na umiejętności uczniów, choć nie zawsze.

Wspomniane liceum jest najlepsze mieście, a osiemnastolatek, który założył stronę, ma ciągle kłopoty z zaliczeniem pierwszej klasy gimnazjum. Wkurzają go lanserzy z liceum, zazdrości im kasy rodziców, samochodów, którymi pewnie podjeżdżają pod szkołę, tego, że nauczyciele mówią im: "Jesteście elitą tego miasta". Taką wybrał formę zemsty.

Trafiło. O sprawie zrobiło się głośno. Wplątano w to prokuratora.

Ta w gruncie rzeczy zabawna historia pokazuje, gdzie przebiegają nierówności społeczne i z jak bardzo skomplikowanymi sprawami muszą się dziś borykać dyrektorzy szkół.

Jako była nauczycielka jestem za tworzeniem klas z dzieci o podobnym potencjale intelektualnym. Wspomniana wyżej szkoła, to, zdaje się, szkoła prymusów. Tak przynajmniej jest postrzegana w mieście. To niektórych boli. Nic dziwnego. Dopóki chodzą tu prymusi, nie mam nic przeciwko takiej segregacji.

Nie wszystkim Pan Bóg dał równie dużą ilość rowków w mózgu, a do tego jeszcze tyle samo zapału i umiejętności odkładania przyjemności na później.  To wszystko kosztuje, chodzi o czas zainwestowany we własny rozwój. Niektórzy potrafią to robić i oni będą elitą. Nie ma sensu, żeby tracili czas z matołami, którzy nie chcą, nie mogą, którzy elitą nigdy nie będą, bo ktoś musi lać asfalt na drogach. Nie każdy musi mieć dyplom wyższej uczelni.

Ale niestety często tak się zdarza, że bogaci rodzice chcieliby mieć swoje prominenckie dziecko w owej "Jedynce". Stać ich na to, by zmiękczyć dyrektora, bo mogą wyłożyć kasę na potrzeby szkoły, coś załatwić, w czymś pomóc.  Dziecku się podniesie ocenę i jakoś przepchnie z klasy do klasy.

Niewielu jest dyrektorów odpornych na układy.

Jeśli szkoła jest zatem tylko szkołą prymusów - nie czepiam się. Jeśli jest szkołą dzieci, których rodzicom się powiodło, zaszczepiamy w nastolatkach pogardę dla nieprzystosowanych społecznie i mnożymy tabuny nowych Janków Muzykantów.

Jeśli dzieci z bogatych domów nie dowiedzą się odpowiednio wcześnie, że ktoś bez pieniędzy może być sympatyczny, uczciwy, zdolny i fajny, jako kumpel, nie wytworzą w sobie koniecznego w życiu społecznym humanitaryzmu.

Kiedyś nas tego uczono poprzez lektury, o to chodziło w harcerstwie, do znudzenia pokazywały to kręcone za państwowe pieniądze filmy fabularne.

Uczono nas, gdy niemal nie widać było nierówności.Teraz ten temat zniknął. Bieda stała się tabu. Telewizje schlebiają swym odbiorcom, pokazując niemal wyłącznie pięknych i bogatych. Dzieciaki nie mają się gdzie dowiedzieć, że bieda nie zawsze jest hańbą, że nie zawsze ludzie z własnej winy nie mają czym zapłacić w sklepie.

Bieda to produkt uboczny kapitalizmu, z którym nasz rząd i żaden inny nie potrafią sobie poradzić.

Ale ten temat powinni poznać młodzi ludzie, by nie gardzić swymi kolegami, by chcieć nieść im jakąś, choćby drobną pomoc, aby ich człowieczeństwa nie tworzyła jedynie fortuna rodzców wydawana na ich własny lans. Bo byłoby to człowieczeństwo bardzo marnej próby.

I często jest to człowieczeństwo marnej próby, powierzchowne, metkowe.

Czy coś z tym robią pedagodzy w owej "Jedynce"?

Gdyby robili, gdyby nie zajmowali się wyłącznie ocenami swojej "elity", być może nie wzbudzałaby ona takiej frustracji i nienawiści w mieście?

Jesteście elitą, drogie dzieciaki z "Jedynki", ale jako elita macie więcej obowiązków, czy ktoś już wam to powiedział?

I czy powiedział wam, że frustracja, wyrażająca się teraz tylko przez przykre dla was bekanie, potrafi zmienić się w rewolucję?

Może niczym nie zawiniliście, poza ostentacją w sposobie bycia, nie musicie się przecież nikomu usprawiedliwiać ze stanu konta waszych rodziców. Być może to wina społeczeństwa i jego podziałów, na które nie chcą się godzić poszkodowani systemu.
Może oni nie chcą się dobrze uczyć, może nie mogą. Nie dla każdego przecież jest miejsce w gronie wybranych.

Zauważyliście jednak, jak łatwo was dosięgnąć, jak łatwo dotknąć, dopiec do żywego i jak wielu ludzi was nie lubi.

Być może warto się nad tym zastanowić.

O ile warto się w ogóle pochylać nad "beką".

Rzekłam.

10 komentarzy:

  1. Tak, można zaśmiać kogoś na śmierć, a co najmniej na śmierć społeczną.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety, obecnie media na to pozwalają...

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdy ktoś beka, niech nie zwleka, póki władza się nie wścieka...

    OdpowiedzUsuń
  4. Może beka się dlatego, że w polskiej szkole nic nie mówi się o etyce i empatii? Za to jest katechizacja i wdrażanie do obrzędowości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo słuszna uwaga! O empatii wciąż zapominamy, również jako rodzice. Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  5. (raz jeszcze Anonim z pierwszego wpisu)
    Pani Malgorzato, tak, bieda to temat tabu; i dobrze, ze sa osoby znaczace, mysle o Pani, ktore choc tutaj to mowia.
    Co do empatii, to KTO ma uwrazliwiac na innych, jesli kroluje: "DAMY RADE !" Nie radzisz sobie, to jestes do kitu i ciapa. Tak sie mowi, tak jest modnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, hasłem bojowym od 1989 roku stało się trochę to "Dasz radę!". I niektórzy dali, moje pokolenie dostało nieprawdopodobny wręcz prezent od losu. Jak prezentem była dla całych rzesz społeczeństwa zmiana ustroju po wojnie, dla nas była to kolejna zmiana. W takich dynamicznych zmianach przedsiębiorcze jednostki mogą się odnaleźć. I wielu się odnalazło. Niestety nie dla wszystkich wystarczyło tortu. Biedni wyraźnie zbiednieli, na dodatek mają teraz sklepy pełne pokus, co jest dodatkowym obiążeniem. Rząd nasz nie tworzy dobrych warunków dla rozwoju przedsiębiorczości, a społeczeństwo, niestety, nie dopracowało się też etosu pracy. W związku z tym następuje dramatyczne rozwarstwienie. To smutne i przerażające. Pozdrawiam.

      Usuń
  6. Dzień Dobry, pozwoliłem sobie tu zagościć i , absolutnie podzielam Pani zdanie. Dokładnie pamiętam czasy podstawówki w latach dziewiędziesiątych, kiedy jeden miał a drugi nie miał, to było smutne, no ale trzeba było żyć, ale zazdrość brała. Do tej pory nie lubię lanserów, jeśli ktokolwiek ich lubi. Lansowaie to już choroba społeczna, dobrze , że Pani o tym pisze. A co do rewolucji, to właśnie myślę, że ma ona miejsce w postaci coraz "młodszej przestępczości" To nie są dzieciaki z bogatych domów, te dzieciaki okradają bogatych, to tak, jak w filmie Capitan Philips o somalijskich piratach. MImo wszystko pozdrawiam i ślę uśmiech ;-) I wesołych świąt ;-) No i szcześliwego ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, dobrze, że widzimy, co się dookoła nas dzieje. Bóg mnie uchronił od bycia lanserką, a raczej skromne dochody rodziców. Dobrze jest w życiu trochę pocierpieć, to uszlachetnia! Dziękuję za wizytę, pozdrawiam i wesołych (nie za bogatych) świąt!

      Usuń