piątek, 14 października 2011

Kolej, my love

Trojga imion niegdysiejsze Polskie Koleje Państwowe, obecnie TLK, IC, IR, PR, R, sam Minister Infrastruktury pewnie nie wie jak jeszcze, zachowują się niczym pierwsza naiwna, która uważa, że powinno się ją kochać nie za to, jaka jest, a wyłącznie za to, że w ogóle jest.
Tymczasem miłość do kolei, nawet, jak w moim przypadku podyktowana długoletnimi związkami rodzinnymi, to miłość trudna, wymagająca poświęcenia i - ostatecznie - chyba nie warta płaconej za nią ceny.

Każdy kochanek ogarnie się w końcu, że jego uwielbiona nie jest już pierwszej młodości, zachowuje się trochę nie fair i domaga prezentów, choć sama ich nie daje.

Ostatnio sporo jeżdżę po kraju. Czasem wybieram kolej. Jedyne w zasadzie pozytywne wrażenie odniosłam w pociągu relacji Kraków - Oświęcim (przewoźnika nie pomnę, chyba PR), kiedy toaleta oferowała ciepłą wodę i mydło, na które jako żywo nie liczyłam. Zastanawiam się, po co na ścianie w brudnych toaletach pociągów wisi napisa: "Zostaw to miejsce takim, jakim chciałbyś je zastać"? Czyżby właściciele kolei liczyli na to, że wychodząc umyję sedes, lustro i podłogę, podgrzeję wodę i zreperuję dmuchawę do rąk?

Ktoś pomyślałby, że to oczywisty standard, ale ten ktoś nie miałby racji. Zaczyna się od czasu, wskazywanego przez zegary dworcowe. Jak w tym przedwojennym dowcipie: dwa razy na dobę rzeczywiście wskazują go prawidłowo. Mydło i ciepła woda w toalecie pociągu to raczej wyjątek niż reguła, podobnie, jak punktualne i szybkie kursowanie, czyste wagony, odpowiednia temperatura w przedziałach. Dwa razy w ciągu dwoch tygodni zdarzyło mi się nie mieć w jedynce odpowiedniego światła lub być zmuszoną do zmiany nieogrzewanego przedziału.

Kolej notorycznie łamie umowy ze swoimi klientami, do przestrzegania których zobowiązuje się sprzedając im bilety. Ponieważ koszt biletu jest niewielki, nie reklamuję przejazdu opóźnionego o godzinę, konieczności spędzenia podróży w warunkach mniej komfortowych (2 klasa). Natomiast byłam świadkiem, jak konduktor z całą bezwzględnością wyprosił z pustego przedziału biznesowego dziewczynę z laptopem (tak, nie miała biletu), zamykając drzwi do tej oazy luksusu na stosowny klucz.

Takich przypadków każdy podróżny zna bez liku.

Ostatnio kolej wypracowuje wobec pasażerów nowe standardy. Pociągi przestały jeździć, teraz wloką się z prędkością pieszego (ostatnio: relacja Oświęcim - Katowice oraz Głogów - Zielona Góra). Podróżnym sprzedaje się bilety tylko na pociągi określonej spółki, zmuszając ich nie tylko do przesiadki, ale jeszcze do stania w ogonku po bilet na przejazd u konkurencji. Ustami pań kasjerek oznajmia się, że nikt nie bierze odpowiedzialności za to, czy pociąg w ogóle przyjedzie oraz sugeruje, że internetowy rozkład jazdy to tylko wersja demo i nie należy na nim budować przekonania, że się dokądkolwiek zdąży. Korzystać z kolei można tylko przez pół doby, bo z takiej Łodzi, Bydgoszczy czy Rybnika niesposób się wydostać po zmierzchu.

Zastanawia mnie, czy ludzie kierujący koleją KIEDYKOLWIEK z niej korzystali?

Nie, poruszają się samochodami, dobre samopoczucie czerpiąc z lektury nietaniej chyba, mającej solidne wymiary i wygląd ekskluzywnego tygodnika Gazety Pokładowej, hojną ręką rozrzucanej w przedziałach pociągów.

Nie mogli korzystać, bo gdyby to zrobili, zapadliby się pod ziemię ze wstydu, zrozumiawszy, że kolej skazują na wymarcie nie tylko konkurujące z nią coraz skuteczniej autobusy i samochody prywatne, ale ona sama, żądając od swych kontrahentów -pasażerów pokonania swoistej ścieżki zdrowia: najpierw poczekaj na spóźniający się pociąg godzinę na obskurnym dworcu, potem jedź w zimnym przedziale, wyglądającym niejednokrotnie, jakby został wyleasingowany w białoruskim demobilu, trochę pocierp, drżąc, czy do przedziału nie wejdzie ktoś, kto zechce cię obrabować z cenniejszych drobiazgów i choćby podróż trwała siedem godzin (relacja Warszawa - Gdańsk!!!), nie waż się ani razu skorzystać z brudnej toalety.

Kiedy do tego wszystkiego dodać herbatę za pięć złotych, myślę, że nie będąc wróżką mogę przewidywać, jak zakończy swój żywot kolej w Polsce.

Wreszcie przyjdzie Deutsche Bahn i nauczy kolejarzy szacunku dla klienta!
Pociągi będą pociągami, a nie mediami do sprzedawania modułów w Bóg wie komu potrzebnej gazetce reklamowej.

Swego czasu lobbowałam za polską koleją, używając hasła "Tiry na tory", teraz mam to już gdzieś. Dlaczego mam charytatywnie pracować na rzecz firmy, która jest bezwstydnie nieudolna, żle zarządzana, w podziwu godny sposób unika wywiązywania się z podjętych zobowiązań?

Teraz z czystym sumieniem mogę już tylko nawoływać do bojkotu kolei.
Powiedziałam to ja, córka kolejarza, wnuczka dwóch kolejarzy! Ale co mi po takiej tradycji rodzinnej...

2 komentarze:

  1. Niestety prawda, jeszcze raz prawda :(
    Wybieram się z synem nad morze, kolej? Odpadła od razu, strach w ogóle korzystać, jeszcze z dzieckiem :(
    PKS??? Nie do końca jestem przekonana, kilka godzin w puszce, przesiadki, koszty...
    Pozostaje powiedzmy, że pewniejszy samochód, choć nigdy nie jechałam sama w tak długa podróż, to i tak wolę moje autko od transportu publicznego :(

    OdpowiedzUsuń
  2. W moim odczuciu tiry na tory to słabe wyjście.

    OdpowiedzUsuń