niedziela, 30 października 2011

Czy kapitalizm upadnie? c.d.

Czy zatem kapitalizm upadnie? Czy bogaci przestaną się bogacić, a biedni biednieć?

Obawiam się, że nie. Rządy już tak osłabły, a banki są tak zasobne, że pewnie niejeden mógłby kupić sobie jakieś małe państwo. Albo nawet całkiem duże, choćby takie Stany Zjednoczone, które dopłacają do banków, bo te są zbyt duże, by upaść ("too big to fail"), a one nadal płacą menedżerom za to, że ograbili społeczeństwo, rozdając mu domy.

Nie rozumiecie? A to takie proste: rozdając domy, banki założyły, że nieruchomości będą drożeć w nieskończoność.

Jak to możliwe? Też się zastanawiam. Wiadomo, że w nieruchomościach raz dołek, raz górka. W dłuższym przedziale czasu tak, rosną. Ale tu przydarzyła się bankom niespodzianka, bo nieruchomości nagle bardzo staniały. Przyszła na Stany recesja, ludzie stracili pracę i nawet hipoteczne zabezpieczenie teraz bankom na nic, bo wielu nieruchomości odebranych klientom nie uda się nigdy sprzedać.

Banki nie przewidziały recesji. Choć dla wielu ekonomistów już dawno czaiła się ona za rogiem, nadal uprawiały myślenie życzeniowe i wciskały ludziom kredyty, nie martwiąc się o zwrot zainwestowanego w nie kapitału.

Dlaczego się nie martwiły? Ale co to znaczy: banki?

Banki to firmy stworzone do zarabiania pieniędzy. Zarabiają pieniądze dla inwestorów, obracając ich środkami i niemal nie angażując własnych (to zaledwie kilka procent znajdujących się w ich posiadaniu walorow). Teraz się okazuje, że banki niemieckie i francuskie stracą mnóstwo pieniędzy na greckich obligacjach, które kupowały po zawyżonym kursie, sądząc że Grecja zawsze przez kogoś zostanie spłacona. Deutche Bank wsadził 5 miliardów (sic!) euro w kasyno. Panowie bankowcy, coś z wami nie halo?!

Okazuje się, że w tym szaleństwie jest metoda. Banki przystawiły rządom do gardła nóż w postaci naszych depozytów, a raczej losu nas, maluczkich. I jeśli rządy nie pomogą Grecji, banki stracą kapitał, a tym samym nasze oszczędności. Jeśli stracą ludzie o zasobnych portfelach, będę im współczuć, jeśli biedni ciułacze, będę się za nich modlić.

Obchodzą mnie zwłaszcza pieniądze drobnych ciułaczy, którzy zawsze najdotkliwiej dostają po kieszeni. Ci, którzy byli zbyt głupi, aby pozostać przy tym, na co ich było stać, tych, którzy wpadli w pułapkę kredytową, bo chcieli zbyt dużo. Ci, którzy ufali bankom i ich metodom nie orientując się zbytnio w sytuacji.

Wszystkimi kierowało jedno uczcucie: chęć zysku, czyli, nie bójmy się tego słowa: chciwość.

Z chciwości ludzie robią rzeczy nierozsądne, głupie, straszne i godne pogardy. Z chciwości swoich klientów banki nawymyślały mnóstwo produktów, które oderwały się od realnego pieniądza i dają ludziom oraz firmom poczucie zasobności o wiele większej, niżby należało. Produkty bankowe są kilkakrotnie więcej warte niż będący w obiegu pieniądz, niż moce wytwórcze wszystkich państw razem wzięte!

Co to znaczy?

Ano to, że kiedy skończymy tę grę w podbijanie wartości depozytów i innych produktów, czeka nas przecena naszych oszczędności.

Sytuacja już dawno nas wszystkich przerosła. Tylko żaden bank się do tego nie przyzna i dalej uprawiają swoją naiwną politykę wiary w 10, 20 czy 30 procent zysku rocznie.

Kilka dni temu odbyłam w jednym z banków spotkanie z jego pracownikiem, który namawiał mnie na zakup jednostek funduszy powierniczych. Banki nadal sprzedają fundusze, choć nie wiadomo, co się za chwilę stanie i czy cały europejski i światowy system nie legnie  w gruzach.

Nieważne, one zarobią prowizję.

Żeby ktoś zarobił, ktoś inny musi stracić.

Drodzy bankowcy, nie wiecie, co się stanie. Dlaczego wciąż uprawiacie proceder zaklinania ekonomii? Dlaczego jesteście większymi optymistami od zwykłych ludzi, którzy wierzą już tylko w konkrety: ziemię i złoto?

Wasze konkrety to gruszki na wierzbie podparte wykresami.
Patrząc w przeszłość, chcecie ludziom mówić o przyszłości, ale te dwie składowe czasu nijak do siebie nie przystają!

Jedyne, co powinniście teraz zrobić, to przestać uprawiać ekonomiczną czarną magię i operować prawdziwym pieniądzem, a nie derywatami derywatów. Bo jeśli wszyscy ludzie zechcą zobaczyć swoje pieniądze, wasze banki upadną.

Upadek banku byłby tragedią nie tylko dla jego zarządu, pracowników i akcjonariuszy, ale również dla innych, skrzętnych i pracowitych, którzy składali na lepszą emeryturę. I choć nasze wkłady są w zasadzie gwarantowane, upadki banków zawsze bywają bolesne.

Dlatego rządy mają nóż na gardle i dokapitalizowują banki, pasąc niejako żądnych premii prezesów.

Co kieruje zarządami banków, gdy godzą się na premie dla prezesów, którzy doprowadzili banki na skraj bankructwa?

Dlaczego państwa nie żądają od banków wykazania, na co pójdą wydane z kieszeni podatnika środki?

Panowie bankowcy, może zechcecie dać nam na to odpowiedź?

Rzekłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz