piątek, 2 listopada 2012

Jak działa prawo Kopernika, czyli łap forsę i w nogi!


Mikołaj Kopernik, nasz wielki polski  (według niektórych niemiecki) uczony, ogromnie zasłużył się dla rozwoju astronomii, udowadniając że Słońce nie krąży wokół Ziemi. To mniej więcej wszyscy wiedzą:

"Wstrzymał Słońce, ruszył Ziemię
Polskie wydało go plemię" - wykuliśmy na pamięć już w podstawówce.

Tymczasem Kopernik był także ekonomistą i moralistą (wiadomo, ksiądz!), któremu zawdzięczamy słynne prawo Kopernika, mówiące co prawda o zawartości kruszcu w monetach, ale powoli a systematcznie rozciągające się na coraz więcej sfer życia.

Pieniądz gorszy wypiera pieniądz lepszy.

Pieniądze były w czasach Kopernika, podobnie jak dzisiaj, regularnie psute przez polityków.
Kruszec potrzebny do ich produkcji zużywano na inne cele, powodując inflację, której koszt ponosili obywatele.

Stopniowo prawo Kopernika zyskiwało na znaczeniu, okazało się bowiem, że z powodzeniem można go użyć do nazwania procesów psucia się również innych dziedzin życia.

Być może nie umiem ocenić czasów nam współczesnych, może brakuje mi koniecznego dystansu, ale chyba wystarczy wziąć do ręki jakąkolwiek gazetę, by zauważyć, że psują się nam chociażby: polityka, szkolnictwo, służba zdrowia. Narzekanie na te dziedziny, tradycyjnych chłopców do bicia, to łatwizna. Ostatnio ponarzekaliśmy sobie na telewizję i na jej odbiór społeczny.

Należałoby się zastanowić, komu służy takie powolne i systematyczne psucie wszystkiego?

Dlaczego politycy nie rządzą, tylko się nam podlizują? Czy rzeczywiście demokracja to najlepsza forma rządów? (Churchill mówił, że najgorsza.) I czy w ogóle mamy jeszcze demokrację?

Dlaczego szkoły boją się uczniów i rodziców i nie wypełniają swej roli, zadowalając się przechowywaniem młodzieży i wydawaniem jej świadectwa tego procesu.

Dlaczego obywatel nie może czuć się bezpiecznie w kraju rzekomo wolnym i praworządnym (patrz komentarz pod poprzednim postem).

Kto nam to wszystko funduje?

Gdzie się podziała etyka? Czy wszystko już można kupić?!

Wygląda na to, że tak. Każdy chce coś kupić lub sprzedać. Kupić nie problem, sprzedać trudniej.
 
W ruch idą zatem wszelkie formy usankcjonowanego kłamstwa, jakim jest reklama, a marketing stał się religią naszych czasów.

Marketing to sposób na zasugerowanie ewentualnemu nabywcy jego potrzeb.

Ma być więc łatwo, lekko, przyjemnie i tanio. Producenci zasypują rynek erzatzami, podróbkami wyglądającymi i smakującymi niemal identycznie z naturalnymi czy autentycznymi, wmawiając nam, że dokonujemy właśnie najlepszego wyboru.


Liczy się sprzedaż, obrót i zysk.

Zniknęły zawody zaufania społecznego, dziś nikt się już nie spowiada z grzechu przeciwko ósmemu przykazaniu, kłamstwo jest usankcjonowanym sposobem porozumiewania się między sprzedającym a kupującym.

Człowiek-klient jest pozostawiony sam sobie. Nikt się za nim nie ujmie, nikt nie bawi się w przewodnika, nikt mu nie wskazuje wartości. Wszyscy tylko wciskają mu swój towar

Nie można znać się na wszystkim. Kupujemy więc żywność naszpikowaną chemią, której wpływ na nasze zdrowie nie jest do końca zbadany, kupujemy naszym dzieciom licencjaty i magisterki bez jakiegokolwiek wykształcenia. Kupujemy polecane przez osoby publiczne książki, które wydają renomowani wydawcy, a które są równie szkodliwe, jak przeterminowane medykamenty. I nie chodzi mi tu wcale o ich treść. Bynajmniej. Chodzi o poziom tej literatury, która urąga podstawowym zasadom gramatyki, której jakość, podobnie jak nasza polityka, dostosowana jest do najmniej wymagającego czytelnika.

Może powinno się teraz na książkach gdzieś w widocznym miejscu zaznaczać skalę trudności, żeby ktoś z maturą nie musiał brnąć przez powieść napisaną przez nieznającego się na rzeczy autora (autorkę), którego (której) nikt nie próbował nawet redagować.

Czy ktoś się z tego powodu zawstydzi? Skądże znowu, nikt przecież nie chce umierać za wartości!

Czy wydawnictwa do tego stopnia zaślepione są gonitwą za zyskiem, że etos zawodowy odłożyły na najbardziej zakurzoną półkę?

Liczy się zysk, a żeby generować zysk, ma być lekko, łatwo, przyjemnie i tanio. Wydawca wydał, wydawca musi sprzedać. I sprzedaje, infekując literaturę banałami, fatalną polszczyzną, schematami i wątpliwej jakości morałami.

Bronić się musisz czytelniku, pacjencie, studencie, kliencie - sam.

Ja wiem - żyjemy w czasach relatywizmu moralnego. I jest on nawet czasem wygodny, zwłaszcza, kiedy sami chcemy osiągnąć jakieś trudne cele. Po co leźć naokoło, skoro szybciej skrótem? Już ktoś tędy poszedł, proszę, wydeptali tę ścieżkę przede mną.

Jasne. Skoro ktoś był pierwszy, my nie jesteśmy winni. A w każdym razie o wiele mniej. Kto się dziś przejmuje utratą dziewictwa? Może jedynie jakieś stare baby, które życia nie znają.

Otóż ja nie znam życia! I sprzeciwiam się z całą stanowczością dyktaturze ciemniaka! Tak, nie jestem pierwsza, to z Gombrowicza, bo już tamten czas miał swojego Germana, którego "Iwonki" nikt dziś nie pamięta. Spadła z półki bibliotecznej, choć uwiodła tysiące czytelniczek i wkurzyła setki autorów, aż Makuszyński na melodię "Roty" ułożył kalambur:

Nie będzie German pluł nam w twarz i dzieci nam "iwonił"!
 
 
Drodzy Wydawcy, nie "iwońcie" nam czytelników! Niech Wasze szacowne nazwy nie tytłają się na dolnych półkach bibliotecznych. Szanujcie ludzi, którzy wydają pieniądze na produkt przez Was przygotowany! Jeśli chcecie mądrych rządów, sami mądrze podsuwajcie lektury swoim klientom! Przecież wszyscy jesteśmy wyborcami.
 
Nie sprzedawajcie podróbek literatury, podpierając się nazwiskami celebrytów i łacińskim Pecunia non olet. W ten sposób nie zażegnacie kryzysu czytelnictwa!
 
 
Drodzy Czytelnicy - nie zawsze sentencja De gustibus non est disputandum ma zastosowanie.
Literatura to dyskusja, spór, wyrywanie światu jego tajemnic.
Literatura nie jest po to, by odpocząć po ciężkim dniu, przeżyć przygodę bądź romans.
Literatura jest po to, byście zdarli z oczu łuski, byście dotarli do sedna, byście zmęczyli się myśląc.
Tylko takie książki warte są czytania.
Jeśli powieść potwierdza Wasze poglądy, schlebia Wam i podaje wiedzę o świecie niczym nieskazitelny w swej urodzie kwiat, to może taka książka niewarta jest czytania?
Jeśli na dodatek Was ona nie rozwija - to może szkoda na nią czasu?
 
Nie kupujcie podróbek!
 
Zastanówcie się, czy dostając coś tanio nie zostajemy przypadkiem oszukani? 

Czy w pogoni za wygodą nie tracimy czegoś najistotniejszego?

Czy świat musi zmierzać ku tandecie?

Może musi.

Ale gdyby tak Kopernik się pomylił?


Dixi.

5 komentarzy:

  1. A kto? Przecież nie Kopernik.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie?
    Zwariować można z Wami:)









    OdpowiedzUsuń
  3. "Dixi", czyli "rzekłam", jeśli o to chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla mnie nie ma demokracji, bo podczas wyborów głosujemy w ciemno, na osoby, które się między sobą znają i mają układy. Pieniądze też mają względną wartość, więc przydałyby się porządne reformy, a nie drobne zmiany.

    OdpowiedzUsuń