sobota, 8 listopada 2014

Tanio, taniej, książka

Hejt się uaktywnił w sieci, kiedy autorzy i ludzie książki zaczęli namawiać szeroką publiczność do klikania poparcia projektu Ustawy o Książce. Należy zrozumieć wszystkich, którzy po ćwierćwieczu wolnego rynku w Polsce zakodowali sobie w głowach, że gdzie jest konkurencja, tam ceny będą spadać. 

I spadają.

Hipermarkety imają się różnych sposobów, aby wymusić na producentach obniżki cen żywności, bo klient musi mieć tanio, najtaniej. Klient się cieszy, kupując parówki po dziewięć złotych za kilogram i nie poświęcając tej cenie ani sekundy namysłu. 

Nie wie, co je. Smakuje, to znaczy jest dobre. 

Że jedzenie nie ma z pożywieniem wiele wspólnego, dociera do nas coraz częściej. Tak działa wolny rynek. Nikogo nie obchodzi, co znajduje się w wędlinach, których cena jest niższa od kilograma tak zwanego żywca, może rąbanki. Nieliczni wiedzą, że aby żółty ser miał w sobie choćby odrobinę białka, nie może kosztować 19 musi 35 PLN. Kto się na tym zna, niech mnie poprawi.

A teraz do książek. 

Na naszym rynku ksiązki działa to dokładnie tak samo. Polacy zarabiają mało, chcą zatem książki kupować jak najtaniej. Szukamy okazji, szukamy tanich księgarni, aby książkę kupić 10, 20, 30% taniej od ceny okładkowej. Dopiero wtedy czujemy, że zrobiliśmy interes. Z dwóch cen: 40 PLN i 60 PLN minus 33,25% rabatu, wybieramy tę drugą. Nie ma tu żadnej oszczędności, tak działa psychologia. 


Powszechnie uważamy, że książka jest w Polsce za droga. Jest droga, bo to niestety dobro luksusowe, bo nasza średnia pensja, zwłaszcza w środowiskach inteligenckich, nie sięga średniej krajowej, ale również dlatego, że kupujących książki ubywa. Maleją nakłady, a w związku z tym rośnie cena jednostkowa egzemplarza i zmniejsza się jego rentowność. 

Jednocześnie nie słyszy się głosów, że kino w Polsce jest za drogie. Wydanie 25 PLN na jednorazowy seans nikogo nie dziwi. Widać tak musi być. A książkę, gdy się spodoba, może wszak przeczytać nie tylko jej nabywca, ale też wielu jego przyjaciół i znajomych. O tym nie pamiętamy.


       za: www.czytnia.pl

Biznes książkowy, tak dla autora, jak dla wydawcy czy księgarza robi się coraz mniej opłacalny. Rynek zdominowały sieci, książki po dumpingowych cenach pojawiają się nawet w dyskontach spożywczych. Oczywiście najłatwiej byłoby wzruszyć ramionami i powiedzieć: skoro tak, niech padają, coś na ich miejscu wyrośnie. 

Problem w tym, że nie wiemy, co. Na razie widzimy niekontrolowany niczym rozwój sieci, które w dalszej przyszłości mogą doprowadzić do atrofii oferty kulturalnej. Sieci lubią mieć towar jednolity, szybko zbywalny, płacą po długim terminie oczekiwania i często nawet z rocznym opóźnieniem.


Każdy, kto zechce wejść do sieciowej księgarni, może tam zobaczyć palety z aktualnym przebojem literackim nie zawsze najwyższego lotu. Wiadomo, księgarnie sieciowe muszą dotrzeć do jak największej liczby odbiorców. Tu, wbrew głoszonym pięknym hasłom, nie ma sentymentów ani żadnej idei. Ale jeśli chcemy kupić coś, co nie jest aktualnym przebojem, wyszło dawniej niż dwa tygodnie temu, a autor nie jest mocno promowany przez swoje wydawnictwo, narażamy się na próżny trud. Lepiej książkę zamówić i uzbroić się w cierpliwość. 

Przyglądając się rozwiązaniom przyjętym w innych krajach widać wyraźnie, że książka jako towar wymaga ochrony. 

Przykro, że nasze władze tak zupełnie nie liczą się z potrzebą rozwoju społeczeństwa, lekceważąc tę spajającą je siłę, jaką jest książka i dyskurs społeczny. Przykro, że nawet organizacje, jak chociażby Klub Jagielloński upierają się przy rynkowej wizji ksiązki.  

Od ćwierćwiecza polska książka musi walczyć na wolnym rynku bez żadnego instytucjonalnego wsparcia, jakie za niezbędne uznali chociażby o wiele bogatsi od nas Niemcy, Francuzi czy  niedawno Włosi. 

Nie ulegało dla nich kwestii, że jednolita cena książki obowiązująca przez jeden rok od daty wydania nie tylko nie niszczy konkurencji, ale działa na nią zbawiennie. Mała księgarnia w niewielkim mieście jest często oknem na świat dla tamtejszej publiczności czytającej. Co z tego, skoro jej właściciel dostaje z hurtowni bestseller dwa tygodnie po premierze w sieci i na dodatek nie może zaproponować ceny, którą wynegocjowała sieć?

Skutkiem takiego stanu rzeczy zamykane są jedna po drugiej małe księgarnie, a i sieci ledwie zipią, musząc spełniać wyśrubowane wymagania kupujących, by w cenie dwóch książek oferować trzy.

Jak to się przekłada na ceny? Wiedząc z góry, że czytelnik zechce, ba! wręcz zażąda niższej ceny, wydawcy tak ustalają cenę, aby sprzedając produkt detalista miał z czego zrobić upust. Rezultatem są rosnące ceny książek. 

Nie ma się co dziwić wydawcom, że szukają oszczędności, a te polegają na koniunkturalizmie wydawniczym, powielaniu schematów fabularnych (setna twarz Greya i trzydziesty piąty zmierzch), do bólu sformatowanych okładkach, obcinaniu kosztów promocji i zmniejszaniu kosztów redakcji. 

Coraz częściej z powodu oszczędności książka to produkt książkopodobny, bo niewielu wydawców stać na eksperymenty.

Branża walczy o ustawę o książce od 2007 roku. Strategiczny cel to obrona przed homogenizacją literatury, ochrona księgarń, gdzie czytelnik najczęściej dowiaduje się o nowościach i uzyskuje fachową poradę, a także stworzenie przewidywalnych ram prawnych, w których będą mogli działać wydawcy, księgarze i autorzy. 

Nie możemy tego zagwarantować, ale doświadczenia krajów, które wprowadziły tego typu ustawę przekonują, że w dłuższej perspektywie unormowany, stabilny rynek powoduje obniżkę cen.

W celu rozpropagowania konieczności uchwalenia ustawy kilka stowarzyszeń zrzeszających ludzi książki stworzyło projekt "Ustawy o książce" i poszukuje społecznego poparcia dla tej idei. 

Klikając w link:


możecie przeczytać apel środowiska i ludzi, którym nieobojętny jest los polskiej myśli wyrażanej przez książkę. Dołączając do niego dacie wyraz troski o polskie słowo, najwartościowszy sposób porozumiewania się Polaków.

Liczymy na Was! 

Osoby zainteresowane projektem i jego prawno-ekonomiczną obudową znajdą więcej informacji na stronie Polskiej Izby Książki:


Zamieszczone wykresy nie są mojego autorstwa.

Rzekłam.

20 komentarzy:

  1. Tyle lat żyłem w nieświadomości. Statystyki miałem na wyciągnięcie ręki, ale jakoś po nie nie sięgałem. Kto by pomyślał, że z tych 35 zł za książkę, autor zarabia jedynie 2 zł! Przecież to jest skandal. Coś trzeba z tym zrobić. Dziękuję za uświadomienie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panie Radosławie, żeby była jasność: my nie chcemy podniesienia naszych honorariów! To będziemy sobie negocjować z wydawcami, chcemy uzdrowienia rynku. Dziękuję za Pański komentarz, pozdrawiam!

      Usuń
  2. Oczywiście, że się podpisałam i trzymam kciuki, by sytuacja się zmieniła!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy, walczymy również w Pani imieniu, Mała Pisareczko! Kiedyś będzie Pani Dużą Pisarką! Trzymam kciuki, żeby jak najszybciej!

      Usuń
  3. Już się podpisałam, Małgosiu. Ale czy zatrzymamy nasz wolnokonkurencyjny kapitalizm...?
    2 złote za egzemplarz to super tantiemy! Ja miałam ostatnio ze 20 groszy. Nie powiem, gdzie. Ściskam. Marta Klubowicz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie nie zatrzymam, zwłaszcza ja sama. Pora jednak pokazać czytelnikom, co jest po drugiej stronie lustra, a przecież my, ludzie czytający, jesteśmy intelektualną elitą!

      Usuń
  4. Oczywiście, że podpisałam, no i rozesłałam do moich znajomych, niech wiedzą, niech podpiszą, dziękuję
    j

    OdpowiedzUsuń
  5. Chcialabym poznać Pani interpretacje wykresu przedstawiajacego podzial ceny ksiazki. Szczególnie interesuje mnie element przypadajacy na dystrybucję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanowny Anonimowy zamieszczone wykresy nie są mojego autorstwa, co chyba widać. Nie znam kosztów dystrybutorów, wiem, że magazynowanie jest drogie, ale konkretnych składowych tych kosztów nie umiem wymienić, podobnie zresztą jak twórcy wszystkich trzech wykresów. Chętnie dowiem się czegoś na ten temat.

      Usuń
  6. Niedawno otrzymałam informację od pewnego Wydawcy w/s kosztów dystrybucji przez największe w tej branży firmy w Polsce. Wypada to na jakieś +/- 50%.
    Płacenie autorowi 2 zł, to w mojej ocenie jak "plucie komuś w twarz". Sorry za porównanie. Z drugiej strony jak Wydawnictwa idą na łatwiznę i dystrybucję oddają w ręce monopolistów, to nie ma się czemu dziwić, że brakuje na wynagrodzenie dla autora.
    A jeżeli chodzi o chory rynek Wydawniczy, to zapewne nie będzie pocieszające to, co napiszę. A czy my w ogóle mamy coś zdrowego w tym kraju? ...
    Artykuł cenny i bardzo dziękuję, że podjęła Pani ten wątek.
    Pozdrawiam,
    Danuta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Danuto, napisałam już tu gdzieś trochę niżej, że może warto by drukować książki bez treści, bo wtedy się trochę zaoszczędzi, a na treść nie ma u nas jakiegoś szalonego popytu. Ale w ustawie, o którą postuluje środowisko chodzi nie o honoraria autorskie i nie o ich podniesienie. Można mieć 100% wpływów, jeśli się wyda książkę w e-publishingu, niewielu się jednak na to decyduje. Ci inni uczestnicy procesu powstawania, promowania i dystrybucji książki są potrzebni. Autor bez nich jest nikim, choćby napisał i najlepszą książkę. Pozdrawiam i dziękuję za Pani głos!

      Usuń
  7. W idealnym świecie czytelnika stać na książkę ( nie tylko od święta) a autor dobrze zarabia za swoją pracę. Podpisałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Starajmy się stworzyć idealny świat, pani Buniu!

      Usuń
  8. Sporadycznie kupuję,raczej pożyczam książki,bo mnie na nie nie stać,tak jak na kino,czy teatr,a muszę mieć parę zł.na książkę/bajki/dla mojego wnuka:)
    Często dostaję książki w prezencie, co mnie najbardziej cieszy.
    Rozumiem jednak sytuację książki i dlatego podpisałam tą petycję.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! U nas przy bibliotece dość sprawnie działa wymienialnia książek. Są tacy, którzy przynoszą przeczytane lektury, których nie chcą zachować. Przyniesione na Dzień Sąsiada książki bardzo szybko znalazły nowy dom, może tego spróbujecie również u Was? Nie zawsze biblioteka ma dość funduszy na nowe pozycje! Pozdrawiam!

      Usuń
  9. Książka jest strawą dla ducha i według niektórych, zwłaszcza w świecie tak rozpowszechnionych innych, łatwo dostępnych mediów i coraz większej intelektualnej ignorancji, niekoniecznie jest potrzebna, ponoć można się bez niej obyć... Łatwo wykorzystać przeciwko autorowi nie najlepszy czas dla książki, spychanej coraz bardziej na margines zainteresowań, lekceważonej przez tych, którzy powinni ją chronić jako skarb kultury narodowej (może nie wszystko co się ukazuje, ale przecież nie brak literatury wartościowej). Autor ma wówczas "zaszczyt", że jego książką zainteresował się jakiś wydawca, dystrybutor, itd. Nie zrozumiem takiego prawa, które pozwala, by Autor zarabiał znacznie mniej, niż owi pośrednicy...
    Pomysł z ujednoliceniem cen książek brzmi rozsądnie... Mam nadzieję, że znajdzie się jakieś rozsądne rozwiązanie, które pozwoli na właściwe uhonorowanie autorów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę w tym prawdy, choć ja akurat nie mogę narzekać i nie narzekam! Dziękuję za głos w dyskusji!

      Usuń
  10. To jest smutne, że autor książki ma tak niewielki zysk z niej. Polskie państwo by tylko zabierało wszystko w podatkach, żeby grube świnie z Sejmu miały co żreć. Swoją drogą polecę coś miłego dla kieszeni: sprawdź aplikacje, która zawiera oferty promocyjne z większości marketów i kupony do restauracji na tańsze jedzenie. Super sprawa, a ile można zaoszczędzić :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Widzicie co robi ze zwykłych obywateli socjalizm. Chcesz wzbogacić się na wydaniu książki, to nie masz co liczyć na sukces, no chyba, że wydasz dziesiątki tysięcy egzemplarzy. To nie jest tak, że wydawcy, dystrybutorzy, itd. zabierają takie sumy z czystej złośliwości, tylko po prostu oni sami są obłożeni podatkami, które trzeba zapłacić, stąd się to bierze...

    OdpowiedzUsuń