sobota, 31 grudnia 2011

Zrzeszaj się lub giń!

Spółdzielczość, wbrew temu, co się może niektórym kojarzyć, nie jest wymysłem minionych, niesławnych czasów.

Może ze szkolnej ławy wciąż pamiętacie (ci starsi, naturalnie) owe porywające strofy Majakowskiego  o jednostce i jej możliwościach, zawarte w wierszu "Włodzimierz Iljicz Lenin":

"Jednostka, co komu po niej,
Jednostki głosik cieńszy od pisku,
Do kogo dojdzie, ledwie do żony
i to jeżeli pochyli się nisko"

"Jednostka zerem, jednostka bzdurą,
sama nie ruszy pięciocalowej kłody,
choćby i wielką była figurą..."


Tłumaczenie Adama Ważyka


Tu jeszcze dygresja - cytując kogokolwiek, podawajcie autora, tytuł, oraz w przypadku tłumaczeń nazwisko tłumacza, takie nakazują dobre obyczaje. Koniec dygresji.

A teraz wróćmy do spółdzielczości i groźnego tytułu, który pozwoliłam sobie umieścić nad tą notatką.
Spółdzielczość znana jest mniej więcej od połowy XIX wieku, a sądzę, że jej formy znaleźlibyśmy i w głębokiej prehistorii, kiedy ludzie łączyli kapitały i możliwości, aby osiągnąć większy sukces gospodarczy. Siłę zrzeszania się poznali w XIX i XX wieku pracodawcy, niektórzy (u nas zwłaszcza spółki węglowe i KGHM) mają do tej pory kłopot ze związkami zawodowymi, które są przecież niczym innym, jak zrzeszeniem pracowników.

Tę prostą historię opowiedziała mi Marta:

Marta chciała kupić pod choinkę książki dla swych bliskich. Zachęcona naszą akcją: "Nie karm książkowego potwora", odwiedziła miejscowe księgarnie. Powiedziała mi potem:

"Nic z tego nie wyszło. Pan powiedział mi, że może sprowadzić tytuły, ale kiedy podał cenę, zrozumiałam, że taniej będzie, jeśli kupię prezenty w księgarniach internetowych".

Czy Marta musi  kochać swego miejscowego księgarza? To księgarz musi kochać Martę. Tymczasem księgarzowi nie zależało na sprowadzeniu książek dla Marty, w każdym razie, kiedy podał ewentualną cenę, transakcja nie doszła do skutku (bo on kupuje je w takiej cenie, że tylko sprzedając drożej od księgarni internetowych lub hipermarketów ma zysk).
Lub odpowiedni zysk, co też istotne.

Czego życzymy księgarzowi na nowy rok?
Żeby się ogarnął, bo bliski jest dzień, kiedy będzie musiał całkiem zmienić branżę albo wręcz zamknąć sklep.

Nawet w takim Nowym Jorku klienci nie dali szansy ślicznej Meg Ryan i jej księgarence z klimatem oraz kilkudziesięcioletnią tradycją. (Patrz film: "Masz wiadomość").

Bo klienci to taki wredny naród, który chce mieć dużo i tanio.

I ten warunek musicie, państwo księgarze, przede wszystkim spełnić. Tak duzi, jak mali. A skądinąd wiemy, że duży może więcej.

Nie liczmy na to, że małe księgarnie, które nie będą miały pomysłu, jak konkurować z cenami hipermarketów książkowych, zdołają przetrwać. Oczywiście różne fajne pomysły pomagają: organizowanie spotkań autorskich, wydzielenie kącika z książkami, miejsca zabaw dla dzieci, sprzedaż zeszytów, miejscowych pamiątek, etc.

W dalszej perspektywie liczy się jednak tylko i wyłącznie niska cena!

Jak ją osiągnąć, jeśli hurt hurtowi nierówny i ceny dla dużych odbiorców są znacząco niższe?

Jest na to jedna rada: Zostać dużym odbiorcą.

Mali księgarze w pojedynkę nie stworzą sieci, mogą się jednak zrzeszać. Czy ktoś, poza wami samymi broni wam założyć spółdzielnię?

Powiem, co przeszkadza: bariera mentalna. "Bo jestem na swoim i nikt mi się tu nie będzie rządził!".

Spójrzcie na właścicieli różnych dobrze rozwijających się firm, choćby Gandalfa, który dał się połknąć tej obrzydliwej hydrze, wiecie, kogo mam na myśli.

Czy właściciele Gandalfa oszaleli? Czy nie mają godności? Nie, nie oszaleli. Za cenę zrezygnowania z części swej wolności, dali firmie oddech i prawdopodobnie zastrzyk finansowy, który pozwoli jej na wzrost, a im poprawi zysk.

Bo każda firma, chcąc się rozwijać, musi być zasilana.

Dlaczego księgarze o tym nie myślą? Dlaczego nie starają się poprawić swojej sytuacji na rynku?

W początkowych latach dziewięćdziesiątych uczestniczyłam w szkoleniu dla przedsiębiorców i jakiś teoretyk ekonomii mówił nam to, co ja wam tu wyłuszczam.

Wiecie, co wtedy pomyślałam? I może nawet powiedziałam podczas dyskusji? Że to nie dla nas, bo byłoby powrotem do dopiero co odrzuconego socjalizmu.

Każdy chciał być u siebie i to stanowiło wtedy największą wartość nowego ustroju.

Ci z nas, którzy nie mieli solidnego źródła finansowania, już dawno zamknęli swoje biznesy i albo robią co innego, albo narzekają na bezrobociu.

Bo nikt w kapitalizmie nie zwolni nas z myślenia. Tu, tak jak w przyrodzie, silniejszy wygrywa. Sentymenty są dobre w poezji.  Swoich pieniędzy nikt wam nie odda tylko dlatego, że jesteście mali. Wasza oferta to pierwsza kwestia, wasze ceny, druga i ostatnia.

Czy księgarze się zjednoczą? Nie sądzę. Podobnie, jak nie sądzę, choć to o wiele łatwiejsze, nie zjednoczą się wydawcy.

Kto broni wydawcom założyć własną sieć sprzedaży książek? Powinni to zrobić jak najszybciej, bo dyszą im nad głową Olesiejuk,  EMPiK, Weltbild i PWN, które już stoją na dwóch nogach, produkując i sprzedając książki, zagarniają pieniądze z hurtu i detalu. Widać to się opłaca.

Na co więc czekacie?

W ostatnim dniu starego roku wszystkim ludziom książki, tak dużym, jak małym życzę, życzę, abyśmy mieli sukces w propagowaniu książek oraz wszystkich ich substytutów, jako że są nośnikami myśli. Myślenie ma przyszłość.


Rzekłam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz