sobota, 1 października 2011

Oszukani przez kapitalizm

Dramatyczne raporty płyną z Urzędów Pracy, gdzie zarejestrowana jest nieprzytomna ilość młodych ludzi po studiach. Serdecznie współczuję absolwentom, którzy swoje życie zawodowe zaczynają od bezrobocia, to ciężkie doświadczenie i kubeł zimnej wody na starcie.

Zastanówmy się jednak nad podstawowym w planowaniu życia i drogi zawodowej pytaniem: Co młodzi ludzie wiedzieli o rynku pracy, nim się na studia wybrali? Czy zadali sobie pytanie: Gdzie ja, socjolog, politolog, psycholog, europeista, bankowiec znajdę pracę? Kto będzie chciał mnie zatrudnić?

Czy zapytali swoich rodziców, co sądzą o ich wyborze? A po co?

W przeczytanym przeze mnie reportażu występuje nawet bezrobotna absolwentka architektury, co wydaje się niemal niezrozumiałe.

Ostatnio rozmawiałam w pociągu z trójką studentów. Był wśród nich chłopak studiujący medycynę i dwie dziewczyny na weterynarii. Powiedziały wprost: na lekarzy do małych zwierząt nie ma już zapotrzebowania, musimy być gotowe na pracę z dużymi. Zrozumiałam, że może chodzić o konie i inne zwierzęta hodowlane, jak na przykład te, które hoduje się na rzeź, co dla lekarza nie musi być najprzyjemniejsze. Dziewczyny jednak wiedzą, co je czeka.  Wiedzą, że same muszą znaleźć miejsce swego przyszłego startu.

Pamiętam moje początki zawodowe, wiele lat temu. Oczywiście warunki były kompletnie inne i na moim wyborze życiowym (praca nauczycielki) zaważyła przede wszystkim chęć dalszego dokształcania się i pracy naukowej w dziedzinie historii teatru.

Ostatecznie nigdy nie pracowałam w zawodzie wyuczonym (magister sztuki), co jest może stratą dla państwa, które mnie wykształciło, ale też bardzo szybko zaczęłam temu państwu spłacać kredyt, ponieważ założyłam wraz z siostrą firmę. Nikt nie musiał wypłacać mi pensji z państwowej kasy, na którą to ja wraz z siostrą łożyłam i to niemało! Płaciłam też od początku składki w ZUS, bo żadnych ulg dla młodych przedsiębiorców nie przewidywano.

Działo się to na kilka lat przed wyborami czerwcowymi i niewielu wiedziało cokolwiek o działalności gospodarczej.

Tak, miałyśmy poniekąd łatwiej, prawie nie było konkurencji i kto wtedy zaczął, na ogół odnosił sukces.

Ale przecież nikt nam tej drogi nie wskazał! Taki rachunek wyszedł mi z rozeznania rynku. Nie chciałam pracować w sklepie przez dwadzieścia pięć lat, ale wiedziałam, że to da mi utrzymanie, więc wsadzilam dyplom do szuflady i pracowałam, zdobywając po drodze różne inne zawody, tudzież zdając egzamin na sprzedawcę wykwalifikowanego. To mój najbardziej egzotyczny dyplom.

Miałam już wtedy dyplom magistra sztuki, dyplom marketing menedżera oraz świadectwo ukończenia Studium Pedagogicznego, a jednak te wszystkie papiery nie pozwoliły mi się wymigać od egzaminu w Izbie Rzemieślniczej! Dura lex, sed lex...

Ale i studia były za moich czasów nieco inne. Nikt za nas nie pisał prezentacji, licencjatów (nie było ich wtedy) ani magisteriów, to się zresztą nie mieściło w moim systemie wartości. Dlaczego ktoś miałby za mnie odrobić MOJĄ lekcję?

Na studia dostawaliśmy się w wyniku kilkustopniowego egzaminu, który trzeba było zdać  SAMEMU, do którego trzeba się było SAMEMU przygotować. Mnie zajęło to ostatni rok liceum, ponieważ przedmiotów wymaganych na egzaminie (historia teatru polskiego i powszechnego, historia dramatu polskiego i powszechnego) NIE BYŁO w programie liceum.

Czy ktoś dziś wyobraziłby sobie coś takiego?
Młodzież jest roszczeniowa, chce żeby było łatwo, bezproblemowo, jak najniższym kosztem, a później dziwi się, że nie znajduje pracy.
A może by tak zacząć najpierw od siebie?

Kapitalizm nikomu nie składał obietnicy, że będzie łatwo. Większość kandydatów na studentów wybiera łatwiejsze studia humanistyczne, kończy Wyższe Szkoły Tego i Owego i uważa, że zdobyło dyplom, który pozwala wykonywać jakiś zawód.

Ale to nie dyplom pozwala wykonywać zawód, tylko umiejętności.

Kapitalizm ma wiele wad, ale też jedną zaletę: jeśli ktoś udowodni, że jest w swoim fachu dobry, w końcu dostaje szansę.

Jakiś czas temu Facebook obiegło odręcznie napisane na kartce w kratkę ogłoszenie młodego człowieka (płci nie pomnę), który zaoferował swoje usługi w zakresie wyprowadzania psów na spacer. Bez względu na rezultat oferty, którego nie znam, powiem że ten młody człowiek wie, co to kapitalizm i sam sobie tworzy warsztat pracy.   

Brawo!

Może by tak od tego zacząć?

Rzekłam.

1 komentarz:

  1. Kiedy nikt nie ma pracy dla mnie, powinienem sam ją sobie stworzyć - zasada prosta, ale w naszym kraju obciążenie podatkowe jest ogromne, a jeśli coś zarobisz i o tym nie powiadomisz skarbówki, to dopiero ma się lekcję kapitalizmu.

    OdpowiedzUsuń