środa, 19 marca 2014

O kulturze wypowiedzi, czyli bronić można różnie

Na początku niestety wstęp. Co myślę o miejscu pisarza w "łańcuchu pokarmowym książki", jak to kiedyś ujęła Beata Stasińska napisałam tu:


oraz tu:


Komu się nie chce czytać przydługich wywodów powiem, że uważam, iż autor ma takie samo prawo do ryzyka, jak aktor, krawiec czy piekarz. Nikt nas nie powinien dotować z tego prostego powodu, że dziś nie bardzo wiadomo, kto ostanie się na półkach księgarskich za sto lat. Pisanie to taki zawód, który można uprawiać w autobusie czy metrze, w drodze do właściwej pracy czy po powrocie do domu. Wielu lepszych ode mnie tak robiło i robi, ja również. Niski przelew z tytułu tantiem wyprowadził z równowagi jedną z młodych autorek, która się na ten temat wypowiedziała niecenzuralnymi słowami na Facebooku. Tu wywiad z Autorką:  


W światku autorów rozpętało się maleńkie piekło. Młoda autorka została nieco przeciągnięta pod kilem przez kolegów po piórze, którzy moim zdaniem zasadniczo mieli rację, co wyłożyłam wyżej. 

Myślałam, że temat wobec aneksji Krymu dość błahy, bo w końcu niedługo nasze podstawowe problemy mogą być dużo bardziej fundamentalne, umrze śmiercią naturalną. Tymczasem odezwały się feministki, które zaczęły bronić Autorki, wytykając jej krytykom męski szownizm w sposób, na który nie można nie zareagować. 


Papier przyjmie każdą bzdurę i jeśli chce się podeprzeć teorię argumentem, to argument się zawsze znajdzie, choćby zupełnie nieprawdziwy, jak ów o zaproszeniach do bibliotek i sutych za to wynagrodzeniach dotyczących tylko mężczyzn. Ani one takie sute (choć bywają), ani tylko mężczyzn się zaprasza. Tych argumentów jest zresztą wiele, kubeł pomyj był głęboki i świadczy o frustracji Autorki broniącej Pisarki lub też, co bardziej prawdopodobne, złej metodzie, jaką przyjęła, chcąc naprawić świat. 

Czytając ten tekst odkryłam bowiem w sobie głębokie pokłady mizoginizmu. Zastanawiam się, dlaczego kobiety chcą być bardziej wojownicze od mężczyzn? Może na dany przez feministki znak zabijmy  naszych partnerów, sąsiadów i synów, stwórzmy planetę kobiet i od razu świat będzie cudowny?

Jeśli się chce bronić czyichś racji, należy pamiętać, by ludzi myślących podobnie do nich nie zrażać. Tymczasem feministkom wydaje się, że bycie głośną równa się byciu skuteczną. Nic bardziej mylnego.

Dixi. 

7 komentarzy:

  1. O właśnie. Czasami się wycofuję, jeśli ktoś w dyskusji obraża innych. Nie lubię tego i absolutnie nie mam zamiaru taplać się w pomyjach.
    Feministki... To zależy, ale niektóre chyba faktycznie przesadzają. Chyba zapomniały, ze walczą o równouprawnienie, a nie o dominację kobiet nad mężczyznami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to! Bo kiedy już tych mężczyzn całkiem wdepczemy w błoto, to w kim się będziemy zakochiwać?

      Usuń
  2. Dlatego ja wolę atrakcyjne i mądre kobiety, bo one nie muszą walczyć, tylko same inteligentnie zdobywają to, co chcą. Wiara w siebie jest ważniejsza od przepisów, parytetów, nakazów itp. A co do wojenki autorki, to wciąż powtarzam tę samą tezę: nie ma żadnego obowiązku aby autor zarabiał za książkę zgodnie z włożoną pracą. Praca równa się siła razy przesunięcie, a co przesuwa taki autor? (siebie też mam na myśli:))) To już kamieniarz toczący głazy powinien być wyżej nagradzany:) Szkoda mi autorki, jej naiwności. Nie przeczytała wcześniej, że w Polsce miesięcznie wydaje się 450 tytułów dla dorosłych... Czego się spodziewała?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy ma prawo do załamania, nawet kamieniarz, kwestia, czy trzeba to koniecznie ogłaszać światu? Kiedyś uczono nas w domach powściągliwości, teraz im ktoś głośniejszy, tym lepiej. Już myśli w tym krzyku nie słychać... A czego się spodziewała? Chyba się domyślamy... Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Pełna zgoda, Małgosiu!
    Uściski, Agata N.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzień dobry,

    znalazłam dziś Pani blog i bardzo się ucieszyłam, bo właśnie kończę czytać "Podróż do miasta świateł" (musiałam wyjść z tramwaju w okolicach strony 412 i naprawdę ciężko mi było zacząć dziś pracę, tak się wyrwawszy brutalnie z czytania, gdy tymczasem Róża spojrzała w oczy boya hotelowego i...).

    A skomentować postanowiłam, bo zgadzam w bardzo, Co do sztuki polemiki się zgadzam - nie o to chodzi, żeby kogoś zakrzyczeć, tylko o to, żeby przekonać. Choć niestety nie jest to chyba pogląd podzielany szeroko w debacie publicznej.

    Ale druga jeszcze myśl mi się nasunęła - że argumenty "z patriarchatu" i "z mizogin" są ostatnio używane jak ślepe naboje, w każdej prawie dyskusji, często tam, gdzie nie ma dla nich wcale uzasadnienia. Zastanawiam się, czy to szlachetna idea wyradza się na naszych oczach w fundamentalizm, czy jest to po prostu świadoma kalkulacja - oskarżony o mizoginię przeciwnik od razu dostaje gębę i musi się tłumaczyć już nie z tego, co powiedział, ale z tego, ze nie jest wielbłądem.

    Irytuje mnie to okrutnie.

    Pozdrawiam serdecznie i dziękuję bardzo za godziny upojnego czytania :)

    Synafia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Synafio, bardzo Pani dziękuję za te słowa! Czuję się poniekąd przywołana do porządku, bo ja też się posłużyłam słowem "mizogin". Ale wiesz Pani przecież, że jestem kobietą i reprezentuję typowo kobiecy pogląd na rzeczy. Mam nadzieję, że udało się Pani szczęśliwie dobrnąć do portu w "Podróży"? Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń