
Posiadanie zwierząt, jeśli tylko nie łączy się z zarobkowaniem, to chyba rodzaj zastępczego rodzicielstwa. Macierzyństwa bądź ojcostwa. Moje zastępcze macierzyństwo jest w dużej mierze zastępczym ojcostwem mojego męża, który dwa ostatnie psy, to jest Nesię i Milę, przyniósł po prostu znienaca za pazuchą, skazując mnie na ponoszenie konsekwencji tego faktu.
Nie obyło się bez bury, za pierwszym razem z miejsca, w przedpokoju, za drugim, po dwóch czy trzech dniach, kiedy już zabrakło mi sił.
Potem dowiadywał się jednak, że to były najpiękniejsze prezenty, jakie mi kiedykolwiek zrobił.
I obawiam się, że choć obiecał nie znosić już więcej zwierząt do domu, nieodwołalnie popadł w recydywę.
Chyba, że któryś z chłopców przyniesie mu za pazuchą wnuka...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz