piątek, 16 września 2011

Demolka i masakra

Kto by przypuszczał, że te dwa słowa, jakby żywcem wyjęte ze słownika slangu młodzieżowego, zawdzięczamy fascynacji, jaką nasi przodkowie żywili dla kultury francuskiej?

Zagościły w polszczyźnie najprawdopodobniej na zasadzie częstego używania lub wtrąceń, jako że wyższe warstwy społeczeństwa częstokroć lepiej znały francuski niż język ojczysty.

Ostatnio mocno mnie zdumiało użycie tych dwóch wyrazów niezgodnie z ich znaczeniem.

Młoda osoba oznajmiła w sieci, jakoby kot czy też pies "zmasakrował" jej pokój.

Masakra - na moje wyczucie - i tak nas poucza słownik języka polskiego, do którego czym prędzej sięgnęłam, jako do wyroczni - to rzeczownik oznaczający ni mniej, ni więcej, tylko rzeź.
Czy można dokonać rzezi przedmiotu? Okazuje się, że ten kot (pies?) dał sobie radę.

A potem przeczytałam, że Kliczko zdemolował Adamka i to mnie zdemolowało, a raczej zmasakrowało.

Demolować to niszczyć przedmioty martwe. Czyżby w chwili, kiedy Kliczko zabierał się na ringu za Adamka, ten już nie żył? Przecież miłośnicy boksu widzieli go dość żwawego. Może był nieco zmasakrowany po walce, ale chyba opuścił miejsce walki o własnych siłach?
Nie oglądałam, nie cierpię przemocy, nawet udawanej.

Jak zwykle się czepiasz, Gucia.

Czepiam się, bo język to znak czasów.
Czego o naszych czasach uczą mnie te dwa przykłady?
Tego, że nikt już nie zagląda do słownika. 

Jak dowcipie:
-Jasiu, kiedy tylko masz jakąś wątpliwość zajrzyj do słownika.
-Ale ja nigdy nie mam żadnych wątpliwości, proszę pani.

Otóż to. Nie miewamy już wątpliwości. Dlatego używamy słów niezgodnie z ich znaczeniem.

Ktoś mógłby mi przerwać i zaprotestować, mówiąc że wszak język to twór żywy, dostosowujący się do użytkowników, a tak zwany uzus (łac. usus), czyli prawo zwyczajowe, jest jedynym obowiązującym prawem.

I tak, i nie - odpowiedziałabym na to. Uzus to mody, które przychodzą i odchodzą, i tak jak nikt mnie nie zmusi do noszenia dziurawych spodni, choć są szczególnie modne, tak nikt nie zdoła mnie przekonać, że mylenie słów jest bez znaczenia.

Nie jest, natomiast świadczy o braku świadomości językowej. Jako społeczeństwo czytamy coraz mniej, nie ma mody na oczytanie, ileś tam akcji było i nic nie wskórały. Szkoła wręcz zniechęca do tego typu pogłębiania wiedzy. Jest przyzwolenie społeczne na niechlujne wyrażanie myśli w mowie i na piśmie.

Nawet dziennikarze, którzy kiedyś byli nauczycielami polszczyzny, raz po raz dają dowód marnej znajomości języka ojczystego.

To oczywiście skutek, nie przyczyna.

Przyczyna leży w wychowaniu, w społecznej zgodzie na szarganie języka przez młodzież i dorosłych, na braku ćwiczeń mówienia i pisania, w akceptowaniu lekceważenia lektur, w niekonsekwentnym  nauczaniu języka polskiego i koncentrowaniu się na "zdawalności" egzaminów, nie na rzetelnym wdrożeniu do kultury języka.

Prawdziwy egzamin młodzież zdaje wypowiadając się publicznie w sieci. Zdajemy go lub oblewamy wszyscy. Jeśli poplączemy wyrazy, trudno nam się będzie porozumieć.

Język to nasza tożsamość, czyżby nam na niej już nie zależało?

Rzekłam.

2 komentarze:

  1. Święta prawda. Coraz częściej włos się jeży na głowie, gdy słucham wypowiedzi dziennikarzy. O młodzieży nie wspominając...

    OdpowiedzUsuń
  2. Cyt.,,Przyczyna leży w wychowaniu, w społecznej zgodzie na szarganie języka przez młodzież i dorosłych, na braku ćwiczeń mówienia i pisania, w akceptowaniu lekceważenia lektur, w niekonsekwentnym nauczaniu języka polskiego i koncentrowaniu się na "zdawalności" egzaminów, nie na rzetelnym wdrożeniu do kultury języka.'' ~ Wyborne!

    OdpowiedzUsuń