sobota, 25 grudnia 2010

Co wynika z psiej tresury?




Moje psy, zmęczone chaosem związanym z przygotowaniami do Wigilii, wizytą babcinej suki, bieganiem we cztery po domu, żebraniem przy stole i tym całym świątecznym bałaganem, który wytrącił je z codziennego, znajomego rytmu, niestety, nie doczekały północy. Usnęły snem sprawiedliwego i nie skorzystały z przysługującego im raz do roku prawa głosu.

Zastanawiam się, cóż takiego by mi powiedziały, gdyby tej pięknej tradycji stało się zadość?
Podejrzewam, że to samo, co treserka Agnieszka, która ostatno nas odwiedziła: żebym ich nie traktowała, jak ludzi.

Ponieważ półroczna goldenka, Milka, sprawiała wrażenie psa nazbyt uległego i bardzo złośliwego jednocześnie, nie przypominając w charakterze żadnej z naszych sznaucerek, byłam ostatnio trochę zmęczona ciągłymi rozczarowaniami, związanymi z jej zachowaniem. Nie przychodziła na wołanie, załatwiała swoje potrzeby w domu, a jednocześnie na każde podniesienie głosu reagowała zawstydzającymi mnie dowodami uległości.

Agnieszka wytłumaczyła mi, o co chodzi i powiedziała, że mam być dla mojego psa chodzącym dystrybutorem smakołyków: nagradzać za każde dobrze wykonane polecenie.

Zadziwiające, jaka siła tkwi w malutkim psim ciasteczku!
Sytuacja natychmiast się zmieniła. Milka zalicza znacznie mniej wpadek, a nasze wzajemne relacje bardzo się poprawiły.

Gdyby próbować przenieść to doświadczenie na grunt ludzki, znaczyłoby, że nie kara, ale nagroda jest lepszym sposobem na osiągnięcie celu wychowawczego. Czytałam o tym wielokrotnie, doświadczałam w swoim życiu licznych przykładów zbawiennego wpływu nagrody na osiągnięcia twórcze i zwyczajne ludzkie zachowania.

Nagroda ma moc włączania generatora poprawy, podczas gdy kara ten generator wyłącza.

Jak to się dzieje i dlaczego? Wiadomo, każdy lubi być chwalony, chcemy zasłużyć na kolejną pochwałę.
Czy to będzie premia w pracy, piątka w dzienniczku, uśmiech mamy, czy psie ciasteczko.

W ksiażce o stosunkach męsko-damskich przeczytałam kiedyś: "Chwal pożądane, ignoruj niechciane".
Na pierwszy rzut oka wygląda dobrze, kiedy jednak chcieć wprowadzić je do naszych relacji, musielibyśmy milczeć w każdym przypadku, kiedy coś nam się nie podoba w zachowaniu partnera, dziecka, przyjaciół, rodziców.

I mamy pat.

A przynajmniej rodzi się obawa, że kiedy zastosujemy się do sentencji, niechciane zachowania nigdy nie zostaną wyeliminowane.

Jakiej rady udziela nam w tym przypadku psi treser?
Otóż mówi, żeby po karze bardzo szybko następowała nagroda. Prawdopodobnie chodzi o wyeliminowanie zniechęcającego uczucia przykrości, które bywa bardzo często podstawą niezadowalających zachowań.

Nauczyciele, podobnie, jak rodzice, znają zbyt małą ilość metod, by realizować swoje cele. Najbardziej wymyślne kary działają bowiem niezwykle krótko. Błąd się powtarza z zadziwiającą regularnością, świadcząc o nieskuteczności posiadanych przez nauczycieli i wychowawców narzędzi.

A gdyby tak odwrócić układ i spróbowac tresury? "Nie wychowuj mnie, tylko tresuj", powinny prosić dzieci, bo treserzy już dawno zauważyli, że nie kijem osiąga się cel, ale marchewką.

Psia tresura jest skuteczna, przekonałam się o tym wielokrotnie, ale podobnie, jak w wychowaniu, działa jedynie i wyłącznie wtedy, kiedy wykażemy się konsekwencją, a z tym jest już niestety znacznie gorzej...

3 komentarze:

  1. Wezmę sobie to do serca i spróbuję z moim psiakiem. A ta metoda jest też polecana na kursach managerskich, zawsze mówią - jak masz skarcic, powiedzieć pracownikowi co jest źle, zrób to, a zaraz potem podkreśl, co robi dobrze i z czego jesteś zadowolony. I to działa!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wystarczy pomyśleć, jak sami chcielibyśmy być traktowani, czemu to takie trudne?

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo kiedy ludzie dostają trochę władzy w swoje ręce, durnieją, dlatego to takie trudne. Mnie się podoba takie powiedzenie, żeby traktować dobrze ludzi, których się spotyka w drodze na szczyt, bo można ich spotkać powtórnie, kiedy się będzie spadać. A z zarządzania pamiętam taką radę jednego z odświadczonych managerów, żeby młodych ludzi traktować, jak swoje własne dzieci i zawsze pamiętać, że kiedyś to my możemy im podlegać.

    OdpowiedzUsuń