niedziela, 17 października 2010

Deficyt uwagi

Najwspanialszy z mężów, jak większość mężów zapewne, ma tę swoją cudowną dolegliwość, którą nazwał absolutnie rewelacyjnie: Deficyt uwagi.

Deficyt uwagi sprawia, że nasi panowie nie zaprzątają sobie głowy codziennymi głupstwami. Brudne naczynia na stole? Odsunę trochę dalej. Wylana cola na podłodze? Zaraz wyschnie. Ciuchy spadły z wieszaka? Daleko nie polecą.
I tak dalej. Mogłabym to ciągnąć w nieskończoność. Tylko po co?

Pisałam już o tym i widać znów jestem w stresie, bo wracam do tematu, który uznałam kilka dni temu za definitywnie zamknięty.

Dlaczego nasi panowie nas lekceważą? Czy nasz czas jest mniej wartościowy od ich czasu? Czy mamy go poświęcać na wyrównywanie ich deficytu uwagi?

Najgorsze jednak nie jest to, że się mnie olewa, nie dbając, by kubek po kawie znalazł się w zmywarce, która jakimś cudem jest akurat pusta.
Najgorsze jest to, że kiedy upomnę się o swoje prawa, jestem karcona, jak jakiś niewolnik nie mający prawa głosu.

Nie mogę zwrócić uwagi, że coś zrobione zostało nie tak. Mam to sama poprawić, takie jest moje cholerne prawo najcudowniejszej żony.

A mnie nie zawsze chce się być najcudowniejszą z żon. Wtedy się buntuję.
Robiłam już zakusy, by komu trzeba dać nauczkę. I co?
Właśnie, nic. Za każdym razem obracało się to przeciwko mnie, bo to ja, nikt inny, byłam najbardziej nieszczęśliwa z powodu ciuchów walających się po podlodze i talerzy zostawionych na stole od wczoraj, skarpetek oglądających telewizję i innych niezauważalnych szczegółów.

Więc może mam nadmiar uwagi?
Może powinnam skupić się na tym, co jest dla mnie najważniejsze, a nie poświęcać swojemu życiu zawodowemu ostatnie, wieczorne godziny, kiedy jestem już wykończona po całym pracowitym dniu w domu?

"A co ty, kochanie, robiłaś przez cały dzień?" - znów zapyta najwspanialszy, a ja okażę się złośnicą i z furią zacznę gryźć futrynę!

Nadmiar uwagi, czy ktoś zna na nią lekarstwo?

Chcę tylko dodać, że przed wojną w takim domu, jak nasz, byłoby pewnie co najmniej dwie służące. Co prawda wtedy nie używano powszechnie pralek, zmywarek i odkurzaczy, nie było centralnego ogrzewania, tylko piece, nie znano ekspresów do kawy, elektrycznych maszynek do mięsa, czajników na prąd, mikserów, blenderów. Pod kuchnią w większości domów palono węglem. No, właśnie. Ale wtedy praca ludzka była o wiele tańsza, a i PRL zmiótł z powierzchni ziemi jaśniepaństwo.

Więc może się czepiam, bo w końcu nie pracuję zawodowo, tylko całe dnie siedzę w domu.

Żyć, nie umierać.

Wiadomość z ostatniej chwili: najwspanialszy z mężów wstawił po kolacji talerz do zlewu!

Alleluja!

5 komentarzy:

  1. to się chyba tyczy gatunku ludzkiego, nie jednego męża. Mam teraz w domu dwóch facetów na jedną kobietą, czyli mnie, bo córka już po kim innym skarpety zbiera. Swojego syna mam za rozumnego młodego człowieka, ale kiedy wchodzę do jego pokoju, mimo, że daleko mu do pomieszczeń innych nastolatków, i tak dostaję szału, bo nie rozumiem, dlaczego tam są naczynia z trzech ostatnich dni poutykane po kątach? Dlaczego zmywarka pusta, a naokoło, na ladzie, w zlewie (wariant optymistyczny) do wieczora zaczyna zalegać coraz więcej talerzy i kubków. Dlaczego mój pies (samiec, i on Brutus), rozwala zabawki, a tylko ja je widzę, tylko ja je zbieram, chociaż potykają się wszyscy? A kiedy zwracam uwagę, staram się bardzo robić to wyważonym głosem, dostaję odpowiedź, że histeryzuję. Lepiej Ci? To sobie ponarzekałam :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kasiu - lepiej! Zdecydowanie lepiej! Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem, czy to Cię pocieszy;) ale nadmiar uwagi też potrafi zmęczyć. Mówię to jako strona często obciążona tym nadmiarem. Potwierdza to oczywiście regułę mówiącą o przekleństwie wszelkich skrajności.

    OdpowiedzUsuń
  4. Toż ja o tym właśnie piszę! Nadmiar uwagi BARDZO mnie męczy!

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudne!❤
    Uściski! M.

    OdpowiedzUsuń