piątek, 15 października 2010

O nudzie

Nuda jest zjawiskiem tak ciekawym, że aż wartym osobnego studium, które zresztą już na pewno powstało. Większość filozofów musiała wziąć się za barki z tematem.

Na wyczucie laika, którym jestem, nuda to połączenie braku ekscytacji oraz nadmiaru wolnego czasu.
I tak też, w skrócie, jako brak bodźców, opisują ją leksykolodzy. Można by jeszcze dodać, że skutki uboczne nudzenia się to poczucie jałowości, bezsensu życia.

Nie powinnam się może zabierać za ten temat, ponieważ nie pamiętam ani jednej chwili mojego życia, która naznaczona byłaby nudą. Kiedy staram się zrozumieć ten fenomen, stwierdzam, iż są dwa zasadnicze powody, dla których tak się stało. Pierwszy to mój charakter, drugi - wychowanie.

Zacznę od drugiego: moja matka jest osobą stale czymś zajętą. Nie usiedzi w jednym miejscu, uprawia ogród, działa społecznie, ma swoje hobby - haft artystyczny. Pomimo zaawansowanego wieku, jest bardzo czynna, zajmuje się domem, robi przetwory, wciąż ma mnóstwo planów.

Jako dziecko byłam oczywiście angażowana w te prace. Nie powiem, żeby wtedy mnie, naturze kontemplacyjnej, specjalnie się to podobało. Pamiętam zrywanie agrestu w ogrodzie babci. Co za horror! Wytrzymałam tylko dlatego, że obok przebiegała linia kolejowa i rwałam ten nieszczęsny agrest na wyścigi z pociągami.

Nie pamiętam zresztą, żeby ktoś go potem jadł. Ale zaowocował on dość kuriozalnie: w każdej sytuacji szukam sobie zajęcia. Ostatnio przyłapałam się na tym, że zostawiona na chwilę przez najwspanialszego z mężów w zaparkowanym samochodzie, wyjęłam z torebki bibułki do wycierania okularów i zaczęłam mu przecierać deskę rozdzielczą auta!

I tu jest chyba pies pogrzebany.

Praca, poczucie jej wartości, ważności, nadrzędności w życiu została mi wszczepiona w dzieciństwie.
Ale nim zaowocowała, miałam swój świat wewnętrzny, w podróż po którym zabierali mnie bohaterowie pochłanianych w ogromnych ilościach książek.
To książki i myślenie o bohaterach dostarczały mi ekscytacji w powolnej, spokojnej egzystencji środkowego PRL-u.

A potem zaczęłam mieć plany, których realizacja też wymagała czasu. Nie wszystko wyszło, niektóre rzeczy (jak język francuski) przepadły, choć kiedyś dość się do nich przykładałam. Ale za to pojawiły się inne. Dzięki wielkim planom nie potrzebowałam też nigdy używek ani alkoholu, o mocniejszych środkach wspomagających kreatywność nie wspominając. Nigdy nie poznałam ich smaku.

Wciąż goniąc czas, który tak nieubłaganie ucieka, nie rozumiem, jak można się nudzić i skłonna jestem przypisywać nudę ubogiemu wnętrzu nudzącego się.

Jeśli świat cię nie interesuje, żadne dostarczane z zewnątrz bodźce nie rozproszą twojej nudy. Jesteś na nią skazany.

Jeśli nie umiesz wyjść do świata, zainteresować się nim, chcieć go zmienić, będziesz jedynie jak rybka w akwarium, oglądająca wszystko przez szybę.

Niestety, mimo tak wielu wspaniałych możliwości, młodzież, z którą się spotykam, bardzo często uskarża się na nudę. Gdy pytam o zainteresowania, niewielu podnosi rękę do góry. Ci młodzi ludzie są przyzwyczajeni do konsumowania, a więc nietwórczy, bierni, oczekujący dostarczenia rozrywki, która w coraz większej mierze sprowadza się do wydawania pieniędzy rodziców.

I, jak zwykle, wsiadłam na swego ulubionego konika.
Rodzice...

To oni dostarczają dziecku bodźców. Kupują modne zabawki ilustrujące współczesne bajki, które są jak hamburgery: mocno reklamowane i łatwo dostępne, kojarzone z dobrobytem, ale nie ma tam miejsca na rozwinięcie wyobraźni dziecka. Większość zabawek nie pozostawia nic w domyśle, nie pozwala dziecku rozwinąć pomysłowości, nadać przedmiotowi innych funkcji, pobawić się w wynalazcę.

Ktoś mi powiedział, że w tureckiej gazecie (zresztą nieważna narodowość) widział reklamę zabawki-kapsuły ratującej górników. Litości!

Jeśli więc rodzice nie będą dzieciom rozwijać wyobraźni, nie pomogą im w odszukaniu ich osobistego celu, skazują je na poszukiwanie rozrywek tam, gdzie nie chcieliby, aby ich dzieci się kiedykolwiek znalazły.

Zresztą nadmiar bodźców, niemożliwych do przetworzenia, też może w człowieku wywołać blokadę, a w rezultacie nudę.

Obroni nas przed tym jedynie myśl przewodnia, która, niczym nić Ariadny, każdemu pomoże wyjść z labityntu życia oraz plany, które mierzyć należy nie na siły, a na zamiary.
Bowiem przekraczanie własnych możliwości daje zastrzyk adrenaliny nieporównywalny z żadnym filmem akcji, żadną ścianką wspinaczkową, żadnym skokiem na bungee, party w klubie i z żadnym jointem.

Człowiek jest bowiem sam dla siebie największym wyzwaniem i jeśli nie stawiasz sobie wymagań, jesteś leniwy i bezwolny wobec życia, to Ty będziesz lepszym ode mnie specjalistą od nudy.

Co rzekłszy, pozostaję, etc...

2 komentarze:

  1. Nic dodać, nic ująć... dlatego moje dzieci mają książki i klocki, a komputer widzą tylko z daleka. Dlatego też na długą podróż samochodem nie stawiam im laptopa z filmem czy grą pod nos, Niech się uczą, że tak też może być ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspaniale, że są jeszcze tacy rodzice! Gratuluję Pani konsekwencji!

      Usuń