czwartek, 16 września 2010

Mało nas

Kiedy mnie pytają, czemu nie rozpowszechniam bardziej tego bloga, pytam: po co?
Co wynika z faktu, że się mówi do pięciu tysięcy, a nie do pięciu osób?
Ograniczenia.

Człowiek nagle chce się podobać, sprzedawać reklamy w adSense, dogdzić każdemu.
To tak, jakby na ulicy rozdawać klucze do swojego domu.

Nie chcę, żeby mi się tu pchali "wszyscy".
Chcąc dogodzić każdemu płyciejesz, jak Fakt albo woda z wiadra rozlana na podłodze.
A ja nie potrzebuję sprzedawać reklam.

Tak mają media. Spłyciały, odkąd sprzedają reklamy. Czasopism babskich do ręki nie biorę.
Na przemian pouczanie i kolesiostwo. I to, i to mnie brzydzi.

Tak mają telewizje, z rzadka tylko coś da się oglądać, bo przecież muszą zadowolić "wszystkich".
Więc nie mam pokusy, żeby od czasu do czasu włączyć telewizor.
Nie umiem zresztą, od kiedy dla mojej wygody leży przed nim sześć pilotów.

Tak mają wydawnictwa. Muszą na siebie zarobić, wydają więc książki o upiorach i nowe powieści Janusza Leona W. Zła powieść to dobra powieść, bo trafia do szerszej publiczności, a ta się nie zna. Jak ma się znać, skoro nie czyta? Albo czytuje JLW?

Większość ludzi niestety czyta instynktownie. Jeśli napiszesz babom, że słodki brunet będzie je nosił na rękach wpychając do buzi ciasteczka, to pochłoną i kupią następną taką samą, bo nie potrzebują smutków, nie potrzebują problemów, te mają we własnym życiu.

Dlatego chcą powieści z dobrym zakończeniem, z wartką akcją, takiej, gdzie kobieta otrząsa się z nieudanego związku (aż tyle z Was tkwi w nieudanych związkach?!), kopie w dupę męża i wyjeżdza na Mazury (opcjonalnie Bieszczady albo jaką inną prowincję, broń Boże do dużego miasta! ukłony dla stacji tvn) i tam znajduje faceta po przejściach, który ją wreszcie zrozumie, doceni, pokocha, kupi kwiaty bez okazji i zmyje talerze po obiedzie własnoręcznie przyrządzonym.

Łojezu!

Takiej książki chcą kobiety.
Chcą baśni. Chcą spełnienia marzeń. Choćby w powieści. Czyżby były aż tak głupie?
Nie, ale czytając nie chcą myśleć i głośno o tym mówią.

Zawsze mi się wydawało, że czyta się po to, aby się czegoś dowiedzieć. One tymczasem manifestują, że już wszystko wiedzą i niczego od literatury nie oczekują, poza zaspokajaniem ich marzeń.
Dla mnie to jakby mówiły: Jesteśmy idiotkami i wcale się tego nie wstydzimy. Jakby mówiły: Nie wiem, że nic nie wiem.

Ja bym się na ich miejscu wstydziła, ale niech będzie, z Bogiem.

Faceci zresztą mają podobnie. Czytają kryminały, żeby pobudzić w sobie adrenalinę, ale na spacer z psem to już im się wyjść nie chce. Biedacy, zmęczyli się w robocie!

No to po co ja mam tu ich wszystkich gościć?

Jest tak wielu autorów, którzy prowadzą blogi żenujące, jak żarty u cioci na imieninach i piszą powieści czytane powszechnie.
Tam można się poczuć dobrze.
Tu tak nie będzie.
Nie będziemy się bawić w schlebianie i "Kocham Was!".

Dlatego zawsze będzie Was tu mało. Mnie to nie przeszkadza. Nie potrzebuję fanklubu, tylko rozmowy.

Lub choćby monologu.

Dixi.

1 komentarz: